"Znajomi i sąsiedzi" to miks "Wielkich kłamstewek" z "Breaking Bad" – recenzja serialu z Jonem Hammem
Jon Hamm w roli upadłego finansisty okradającego domy znajomych na... The post "Znajomi i sąsiedzi" to miks "Wielkich kłamstewek" z "Breaking Bad" – recenzja serialu z Jonem Hammem appeared first on Serialowa.

Jon Hamm w roli upadłego finansisty okradającego domy znajomych na bogatym przedmieściu? Pewnie, czemu nie. To działa, pod warunkiem że nie nastawicie się na drugie „Breaking Bad”. Recenzujemy serial „Znajomi i sąsiedzi”.
Miesiąc na Apple TV+ bez premiery świetnie zapowiadającego się serialu, który ostatecznie okazuje się nie być tym, czy się wydawał, byłby miesiącem straconym. Kwiecień stracony nie będzie – od dziś możecie oglądać produkcję „Znajomi i sąsiedzi„, którą jeszcze przed premierą streamer obdarzył takim zaufaniem, że zamówił od razu dwa sezony. Czy słusznie? I tak, i nie. Wszystko zależy od tego, jakie macie oczekiwania.
Znajomi i sąsiedzi – o czym jest serial Apple TV+?
Zaczyna się mocno, bo od pobudki w obcym domu, w kałuży krwi, obok zwłok. Zalicza ją nasz główny bohater, Andrew Cooper (Jon Hamm, „Mad Men”), w skrócie Coop, świeżo zwolniony menedżer funduszy hedgingowych, który z braku lepszych opcji zaczął okradać domy w sąsiedztwie. Na dzień dobry widzimy, jak Andrew w panice sprząta miejsce zbrodni, po czym ucieka, potyka się i ląduje w basenie, tonąc w slow motion i rozpoczynając narrację na temat własnego życia, która będzie towarzyszyć nam przez cały serial (widziałam przedpremierowo siedem odcinków z dziewięciu). „Jak, u diabła, wszystko mogło pójść tak fatalnie i to w tak szybkim tempie?” – pyta retorycznie Coop, a my cofamy się o cztery miesiące w poszukiwaniu odpowiedzi.
Jak się okazuje, Andrew jeszcze przed chwilą był na szczycie świata. Upadek zaczął się od rozwodu z Mel (Amanda Peet, „Bliskość”), ukochaną jeszcze z czasów studiów, prowadząc przez utratę pracy aż na dno basenu, bynajmniej nie metaforyczne. W 1. odcinku poznajemy szybkie, wypakowane autoironią streszczenie jego ścieżki życiowej, zakończonej melancholijnym dryfowaniem, w każdym możliwym sensie. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, Coop snuje się po kolejnych firmach w poszukiwaniu nowej pracy, po kryjomu sypia z sąsiadką, Sam (Olivia Munn, „Newsroom”), dalej uczęszcza na imprezy tych samych znajomych z zamożnych przedmieść Nowego Jorku – aż przypadkiem kradnie plik pieniędzy w domu jednego z nich i tak oto odkrywa nowe powołanie.
Zaczyna się skromnie, od podwędzenia raz na jakiś czas jakiegoś drogiego przedmiotu z domu kogoś z sąsiadów, ale wiadomo, potrzeby rosną, apetyt też i tak oto Coop staje się nową wersją Waltera White’a z „Breaking Bad”. Czy raczej – stałby się, gdybyśmy mówili o serialu tego samego kalibru. „Znajomi i sąsiedzi”, za których odpowiada showrunner Jonathan Tropper („See”, „Wojownik”, „Banshee”), bliżsi są jednak takim produkcjom, jak „Wielkie kłamstewka”, „Para idealna” czy „Gotowe na wszystko”, niż jednemu z największych klasyków w historii telewizji. Fani „Białego Lotosu” czy nawet „Sukcesji” też będą się nieźle bawić, nawet jeśli to wszystko w jakiejś wersji już widzieli.
Znajomi i sąsiedzi – Jon Hamm Show i niewiele więcej
„Znajomi i sąsiedzi” na pewno stanowią gratkę dla fanów Jona Hamma w bardziej dramatycznym wydaniu – obok „Mad Men” i „Fargo” to zdecydowanie jego najlepsza rola. Prawdziwy Jon Hamm Show, w pewnym sensie stanowiący przedłużenie życia Dona Drapera, faceta w garniturze, duszącego się w swoim życiu na przedmieściu, a jeszcze bardziej zagubionego po jego utracie. Słuchając jego bardzo osobistych, ale też idealnie napisanych wynurzeń, na początku będziecie mieli dziwne uczucie déjà vu z odcinka z 4. sezonu „Mad Men” pt. „The Summer Man”, kiedy to Don zamieszkał w Village, zaczął pływać w basenie i pisać dziennik. A potem pewnie stwierdzicie, że moglibyście słuchać i oglądać go w nieskończoność. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Z perfekcyjnie skrojonym kryzysem egzystencjalnym. Wszystko jak z obrazka.
Po pierwszym zachłyśnięciu na wierzch zaczynają jednak wychodzić wady serialu i takiej a nie innej konstrukcji głównego bohatera. Tak, Coop jest wystarczająco „sexy” i ma w sobie wystarczająco dużo głębi – a Hamm charyzmy – żebyśmy chcieli mu towarzyszyć w drodze na dno. Ale czy cokolwiek z tego, co go spotyka, rzeczywiście nas obchodzi? Czy mu kibicujemy? Martwimy się o niego? Życzymy mu, żeby odzyskał byłą żonę, bardziej wystawny dom i pracę, w której zarabiał co roku miliony? A gdzie tam.
Nieważne, czy spędzicie z nim dwie godziny czy siedem, gwarantuję, że pozostanie wam tak samo obojętny. To nie jest skromny nauczyciel chemii, poturbowany przez życie, śmiertelnie chory i zdesperowany, żeby zapewnić byt rodzinie. To kolejny uprzywilejowany d*pek, rozdmuchujący swoje sztuczne problemy i wkraczający na ścieżkę zbrodni, żeby nie rezygnować z rozrzutnego trybu życia. Trudno się z nim utożsamiać czy chociażby go lubić, nawet gdy przygarnia swoją niestabilną psychicznie siostrę, Ali (Lena Hall, „Snowpiercer”) – jakby twórcy chcieli nam powiedzieć: patrzcie, a jednak dobry człowiek. Nie. To nie jest ani człowiek dobry, ani szczególnie ciekawy, ot everyman ze świata wielkich finansów. Podróbka postaci z „Sukcesji” czy „Branży”, spędzająca życie na rozrywkach rodem z „Wielkich kłamstewek” albo „Pary idealnej”. W zasadzie trochę szkoda, że nie jest kobietą, graną, a jakże, przez Nicole Kidman.
Znajomi i sąsiedzi – czy warto oglądać serial Apple TV+?
Nie zrozumcie mnie źle, „Znajomych i sąsiadów” ogląda się przyjemnie. Po prostu nie mamy do czynienia z najbardziej oryginalną produkcją na świecie. Nie mamy też do czynienia z telewizją jakościową w takim rozumieniu, jak wspomniane „Breaking Bad” czy „Mad Men”. „Znajomi i sąsiedzi” to typowy serial-wydmuszka od Apple TV+, czyli taki, który ma wyższe mniemanie o sobie, niż mieć powinien, i gdzie najwyższej klasy obsada i iście oscarowa realizacja nie wystarczają, aby przykryć braki scenariuszowe. Na czele z notorycznym brakiem odwagi, by iść w mroczniejszym kierunku i o krok dalej .
Jeśli jednak nie szukacie nic więcej niż godziny frajdy w piątkowe wieczory, jest szansa, że to będzie coś dla was. Jonathan Tropper sprawnie miksuje ze sobą dramat obyczajowy z kryminałem i czarną komedią, fundując Coopowi coraz większe życiowe wyzwania z odcinka na odcinek i sprawiając, że Hamm – mimo wszystko – ma co grać.
Gdyby Coop był kobietą, krytycy z miejsca uznaliby, że „Znajomi i sąsiedzi” to całkiem niezłe guilty pleasure i że spokojnie możemy przymknąć oko (albo i oboje) na oczywiste wady produkcji. Kojarzący się w taki, a nie inny sposób gwiazdor „Mad Men” w roli głównej, świat wygarniturowanych (choć nie ukapeluszonych, nie ta epoka) mężczyzn i sugerowanie w materiałach promocyjnych, że to nowe „Breaking Bad”, poskutkowało ogromnymi oczekiwaniami. W efekcie premierze towarzyszy pewien zawód, bo serial nie jest tym, czym chcielibyśmy, aby był. Jeżeli jednak jesteście w stanie przejść nad tym do porządku dziennego, powinniście się świetnie bawić.
Znajomi i sąsiedzi – nowe odcinki co piątek na Apple TV+
The post "Znajomi i sąsiedzi" to miks "Wielkich kłamstewek" z "Breaking Bad" – recenzja serialu z Jonem Hammem appeared first on Serialowa.