„Zaleca się kota” Shō Ishida

  Wydawca: Wydawnictwo Marginesy Data wydania: 26 marca 2025 Przekład: Dariusz Latoś Liczba stron: 264 Oprawa: miękkaCena det.: 54,90 zł Tytuł recenzji: Powrót do domu To oczywiście książka dla wielbicieli kotów i to oni mają być targetem bez względu na to, czy interesują się literaturą, czy też nie. Ja się interesuję, więc zajrzałem do prozy Shō Ishidy z nadzieją, że znajdę tam ciekawą symbolikę kota i że tak naprawdę przecież nie o umiłowanie tych futrzaków będzie chodzić. Nie zawiodłem się. Miałem wręcz niedosyt, gdy autorka opowiedziała pięć intrygujących życiorysów, nie pokusiła się na przykład o dziewięć, jak dziewięć żywotów przypisywanych kotom. To jednak wystarczy, by ujrzeć świetnie nakreśloną panoramę współczesnej Japonii. Ludzi, którzy żyją w swoistym labiryncie i klatce zarazem, co egzemplifikuje układ ulic w Kioto, pomiędzy którymi znajduje się magiczna wyrwa, a w niej – tajemniczy adres, gdzie przychodzą zdesperowani pacjenci, by na swoje bolączki otrzymać prostą receptę: „przepiszę kota”. Zacznijmy zatem od przestrzeni opresji. Ishida proponuje nam miejsce, które przypomina trochę starą szafę, skąd można udać się do Narnii i oderwać od rzeczywistości. Tu formułą wyjściową jest wizyta w enigmatycznym gabinecie terapeutycznym. Miejscu, do którego – co podkreślane i ważne – część ludzi nie jest w stanie przyjść, nie może otworzyć właściwych drzwi. Trafiający tu zderzają się ze skrajnie różnymi reakcjami na werbalizowane przez siebie problemy. Od nonszalancji i ignorowania po pełną empatię. Ale i tak antidotum na wszystko ma być tymczasowe posiadanie kota, nic nie rozwiąże się ani nie uprości tylko dzięki jednej wizycie w dziwnym miejscu, którego adres pojawia się i znika. Ludzie poszukujący pomocy i odpowiedzi na fundamentalne pytania, których być może nigdy sobie nie zadali, to ludzie wtopieni w wielkomiejską tkankę, gdzie rutynę istnienia wyznaczają normy, pracoholizm, wszelkiego rodzaju uporządkowanie, regulaminy, decyzyjność. Niemający prawdziwego kontaktu ze swoim wnętrzem Japończycy różnej płci czy wieku otrzymują szansę na ten kontakt. Portretując społeczeństwo zatomizowane, lecz jednocześnie funkcjonujące jako tak zwany zdrowy organizm tylko dzięki podporządkowaniu się narzuconym rolom społecznym, Shō Ishida ukazuje przestrzeń egzystencjalnego dyskomfortu. Wkracza w nią za każdym razem inny kot, ale każdy z nich niesie to samo – pozwala na uwolnienie się od tego, co opresyjne. Bo to przecież książka o tym, jak skomplikowane jest wychodzenie ze strefy komfortu, by poznać siebie naprawdę. Nawet wówczas, gdy ta strefa jest pełna wewnętrznej goryczy, ale nie sposób się z nią pożegnać, jeśli… nie spojrzy się na swoje życie z dystansem. Zapracowany i upokarzany w pracy dwudziestopięciolatek. Mężczyzna w średnim wieku, który cierpi na bezsenność, lecz jego głównym problemem jest bycie osobnym – w pracy i życiu rodzinnym. Matka i córka skonfrontowane ze sobą naprawdę, gotowe do rozmowy i wzajemnego zrozumienia dzięki podobnemu doświadczeniu z kotem. Perfekcjonistka, która wie, że dobre życie to przede wszystkim uporządkowane życie. Gejsza starająca się odzyskać samą siebie po utracie – najcenniejsza i najbardziej chyba przejmująca historia w tym zbiorze pięciu opowieści, bo w niej symbolika kota zostaje znacznie bardziej poszerzona i Ishido zdradza, o co tak naprawdę jej chodzi z niekonwencjonalną terapią. Być może nawet zdradza za dużo, ale to też chyba japoński sposób na stworzenie czegoś dobrego: nazwać, określić i zdefiniować precyzyjnie. Niemniej zwolennicy otwartych zakończeń, których tak często brakuje literaturze azjatyckiej, będą usatysfakcjonowani. Zwłaszcza że sporo w „Zaleca się kota” kryje się właśnie w cieniu niedopowiedzeń i w ostatnich zdaniach poszczególnych części. Odrywając się na chwilę od tego, jak japońska pisarka wykorzystuje motyw kota, warto wspomnieć, że jest to również książka pełna dokładnych, sugestywnych i pięknych opisów tego, jak kot może wyglądać. Urok tego zwierzęcia skontrastowany jest z chaosem emocjonalnym, jakiego doświadczają tymczasowi właściciele. Bo w przeciwieństwie do kotów nie są sobą albo nie mają kontaktu z tym, co uczyniło ich takimi, jakimi są – rozczarowanymi swoim życiem. W pierwszym rozdziale pada bardzo ciekawe określenie opisujące zasadniczy problem bohaterów książki: „Ochrona porażonej psychiki była ważniejsza niż zrozumienie sytuacji”. To o młodziutkim bohaterze, który traci pracę. Zajęcie, które nie daje mu satysfakcji, i jednocześnie coś, co uznaje za konieczne, by trwać. Tak, nieszczęśliwe na różne sposoby postacie z tej opowieści głównie trwają, starając się za wszelką cenę sprostać oczekiwaniom najbliższych, współpracowników, szefów, kultury, cywilizacji. Japończyków mających rozmaite problemy łączy jedno: nikt nie nauczył ich kontaktu z samymi sobą, choć za wszelką cenę usiłują być w poprawnych kontaktach z otoczeniem. Dlatego Ishida proponuje wyjście naprzeciw prawdziwym emocjom. Gdyby je określać kolorami,

Mar 19, 2025 - 08:57
 0
„Zaleca się kota” Shō Ishida

 

Wydawca: Wydawnictwo Marginesy


Data wydania: 26 marca 2025

Przekład: Dariusz Latoś

Liczba stron: 264

Oprawa: miękka

Cena det.: 54,90 zł

Tytuł recenzji: Powrót do domu

To oczywiście książka dla wielbicieli kotów i to oni mają być targetem bez względu na to, czy interesują się literaturą, czy też nie. Ja się interesuję, więc zajrzałem do prozy Shō Ishidy z nadzieją, że znajdę tam ciekawą symbolikę kota i że tak naprawdę przecież nie o umiłowanie tych futrzaków będzie chodzić. Nie zawiodłem się. Miałem wręcz niedosyt, gdy autorka opowiedziała pięć intrygujących życiorysów, nie pokusiła się na przykład o dziewięć, jak dziewięć żywotów przypisywanych kotom. To jednak wystarczy, by ujrzeć świetnie nakreśloną panoramę współczesnej Japonii. Ludzi, którzy żyją w swoistym labiryncie i klatce zarazem, co egzemplifikuje układ ulic w Kioto, pomiędzy którymi znajduje się magiczna wyrwa, a w niej – tajemniczy adres, gdzie przychodzą zdesperowani pacjenci, by na swoje bolączki otrzymać prostą receptę: „przepiszę kota”.

Zacznijmy zatem od przestrzeni opresji. Ishida proponuje nam miejsce, które przypomina trochę starą szafę, skąd można udać się do Narnii i oderwać od rzeczywistości. Tu formułą wyjściową jest wizyta w enigmatycznym gabinecie terapeutycznym. Miejscu, do którego – co podkreślane i ważne – część ludzi nie jest w stanie przyjść, nie może otworzyć właściwych drzwi. Trafiający tu zderzają się ze skrajnie różnymi reakcjami na werbalizowane przez siebie problemy. Od nonszalancji i ignorowania po pełną empatię. Ale i tak antidotum na wszystko ma być tymczasowe posiadanie kota, nic nie rozwiąże się ani nie uprości tylko dzięki jednej wizycie w dziwnym miejscu, którego adres pojawia się i znika. Ludzie poszukujący pomocy i odpowiedzi na fundamentalne pytania, których być może nigdy sobie nie zadali, to ludzie wtopieni w wielkomiejską tkankę, gdzie rutynę istnienia wyznaczają normy, pracoholizm, wszelkiego rodzaju uporządkowanie, regulaminy, decyzyjność. Niemający prawdziwego kontaktu ze swoim wnętrzem Japończycy różnej płci czy wieku otrzymują szansę na ten kontakt. Portretując społeczeństwo zatomizowane, lecz jednocześnie funkcjonujące jako tak zwany zdrowy organizm tylko dzięki podporządkowaniu się narzuconym rolom społecznym, Shō Ishida ukazuje przestrzeń egzystencjalnego dyskomfortu. Wkracza w nią za każdym razem inny kot, ale każdy z nich niesie to samo – pozwala na uwolnienie się od tego, co opresyjne. Bo to przecież książka o tym, jak skomplikowane jest wychodzenie ze strefy komfortu, by poznać siebie naprawdę. Nawet wówczas, gdy ta strefa jest pełna wewnętrznej goryczy, ale nie sposób się z nią pożegnać, jeśli… nie spojrzy się na swoje życie z dystansem.

Zapracowany i upokarzany w pracy dwudziestopięciolatek. Mężczyzna w średnim wieku, który cierpi na bezsenność, lecz jego głównym problemem jest bycie osobnym – w pracy i życiu rodzinnym. Matka i córka skonfrontowane ze sobą naprawdę, gotowe do rozmowy i wzajemnego zrozumienia dzięki podobnemu doświadczeniu z kotem. Perfekcjonistka, która wie, że dobre życie to przede wszystkim uporządkowane życie. Gejsza starająca się odzyskać samą siebie po utracie – najcenniejsza i najbardziej chyba przejmująca historia w tym zbiorze pięciu opowieści, bo w niej symbolika kota zostaje znacznie bardziej poszerzona i Ishido zdradza, o co tak naprawdę jej chodzi z niekonwencjonalną terapią. Być może nawet zdradza za dużo, ale to też chyba japoński sposób na stworzenie czegoś dobrego: nazwać, określić i zdefiniować precyzyjnie. Niemniej zwolennicy otwartych zakończeń, których tak często brakuje literaturze azjatyckiej, będą usatysfakcjonowani. Zwłaszcza że sporo w „Zaleca się kota” kryje się właśnie w cieniu niedopowiedzeń i w ostatnich zdaniach poszczególnych części.

Odrywając się na chwilę od tego, jak japońska pisarka wykorzystuje motyw kota, warto wspomnieć, że jest to również książka pełna dokładnych, sugestywnych i pięknych opisów tego, jak kot może wyglądać. Urok tego zwierzęcia skontrastowany jest z chaosem emocjonalnym, jakiego doświadczają tymczasowi właściciele. Bo w przeciwieństwie do kotów nie są sobą albo nie mają kontaktu z tym, co uczyniło ich takimi, jakimi są – rozczarowanymi swoim życiem. W pierwszym rozdziale pada bardzo ciekawe określenie opisujące zasadniczy problem bohaterów książki: „Ochrona porażonej psychiki była ważniejsza niż zrozumienie sytuacji”. To o młodziutkim bohaterze, który traci pracę. Zajęcie, które nie daje mu satysfakcji, i jednocześnie coś, co uznaje za konieczne, by trwać. Tak, nieszczęśliwe na różne sposoby postacie z tej opowieści głównie trwają, starając się za wszelką cenę sprostać oczekiwaniom najbliższych, współpracowników, szefów, kultury, cywilizacji. Japończyków mających rozmaite problemy łączy jedno: nikt nie nauczył ich kontaktu z samymi sobą, choć za wszelką cenę usiłują być w poprawnych kontaktach z otoczeniem. Dlatego Ishida proponuje wyjście naprzeciw prawdziwym emocjom. Gdyby je określać kolorami, ta książka byłaby barwnym, choć chwilami gorzkim obrazem tego, jak potrafimy być różnorodni, gdy wreszcie zezwolimy emocjom na ujawnienie się.

Ale „Zaleca się kota” to książka pełna także zniewalającego poczucia humoru, również językowego (co się dzieje po wypiciu herbaty z kocimiętki), dlatego doceniam umiejętność zgrabnego tłumaczenia, wyczulenie na niuanse humoru sytuacyjnego i słownego. Shō Ishida nie odkrywa przed czytelnikami ani swoimi bohaterami niczego, co nie byłoby na wyciągnięcie ręki przy odrobinie pracy nad sobą. Pomocny staje się kot. Jego wieloznaczna figura jest zgrabnym spiritus movens, jednakże moc tej opowieści, podzielonej na pięć uzupełniających się historii, kryje się w dość oczywistym i prostolinijnym pochyleniu się nie nad zwierzęciem, lecz nad człowiekiem wstydzącym się swoich uczuć lub nieznającym ich z różnych powodów. Relacja ze zwierzęciem przypomina tutaj parabolę opisywaną już przez Saint-Exupéry’ego, bo to rzecz o oswajaniu kota, a naprawdę – o zbliżaniu się do drugiego człowieka.

Pięć opowieści o bliskości i intymnej potrzebie bycia zrozumianym. Opowieści o społeczeństwie, w którym bliskość z różnych powodów jest trudno okazywać, a jakakolwiek intymność sfery przeżyć nie jest rzeczą najważniejszą, najważniejsze są przynależność i przydatność. To nie kot stanie się punktem wyjścia do przemian i zdziwień. Coś zupełnie innego, co zaskoczeni bohaterowie odnajdą wyjątkowo łatwo. Ujęta w pastelową okładkę budująca i bardzo ciepła książka, w której przejrzeć się może ze swoimi słabościami każdy z nas – bez względu na to, czy jest wielbicielem kotów, czy też nie.