Chłopki / In die Sonne schauen

Jeden z najbardziej tajemniczych tytułów tegorocznego konkursu w Cannes, "Sound of Falling", jest jak egzorcyzm, którego zaklęcie rozwleczono na kilka dekad i którego brzmienie przyjmuje formę bzyczenia muchy w sielskiej scenerii gdzieś na północy Niemiec. To egzorcyzm pamięci, który Mascha Schilinski odtwarza z perspektywy czterech różnych dziewczyn, rozprawiając się z wiszącymi nad nimi demonami

May 15, 2025 - 16:04
 0
Chłopki / In die Sonne schauen
Jeden z najbardziej tajemniczych tytułów tegorocznego konkursu w Cannes, "Sound of Falling", jest jak egzorcyzm, ktĂłrego zaklęcie rozwleczono na kilka dekad i ktĂłrego brzmienie przyjmuje formę bzyczenia muchy w sielskiej scenerii gdzieś na północy Niemiec. To egzorcyzm pamięci, ktĂłry Mascha Schilinski odtwarza z perspektywy czterech róşnych dziewczyn, rozprawiając się z wiszącymi nad nimi demonami i traumami, tworząc zapewne jeden z bardziej efemerycznych i upiornych obrazĂłw festiwalowego programu.  Nie od razu jednak wszystko jest klarowne, bo to ten rodzaj filmu, gdzie nie dostajemy jasnej ekspozycji, a raczej wskakujemy w sam środek płynącej swoim prądem historii. Raz jesteśmy w rzeczywistości okołowojennej, a raz brodzimy bliĹźej współczesności. Jedno się nie zmienia – miejsce akcji. To farma, ktĂłrą dziewczyny zamieszkują z rodzinami. Cięcia między kolejnymi płaszczyznami narracji są wyrywkowe i niemal przypadkowe; sekwencje ułoĹźono tak, jakby ktoś uĹźył jednej kamery do nagrania kroniki kilku rodzin na przestrzeni kilku dekad. Szybko jednak historie się zazębiają, a echo przeszłości wytacza rytm powtarzających się motywĂłw naduĹźyć.  Poprzeplatane i ułoĹźone w mozaikę fragmenty z ĹźyciorysĂłw dziewczyn stają się dla siebie lustrem – w analogowej formule na pierwszy plan wychodzi namacalność wspomnień, ktĂłre wiszą nad bohaterkami filmu; jakby z ciał swoich postaci Schilinski wydobywała wielopokoleniowy rejestr doświadczeń. Większość z nich dotyczy dorastania, budzącej się seksualnej energii, fascynacji ciałem, figlarnym igraniem kobiecości z męskością. Kamera staje się teĹź odbiciem polifonii dziewczęcych spojrzeń – Schilinski konstruuje przestrzeń farmy jako labirynt ciasnych pomieszczeń, pomiędzy ktĂłre wciskają swe ciekawskie oczy zafascynowane cielesnością bohaterki. Schillinski ewidentnie czuje się dobrze z taktylnym potencjałem obrazu – to film z rodzaju lepkich i ziemistych, o wypłowiałych kolorach, wyglądający, jakby ktoś zanurzył taśmę w formaldehydzie i zostawił na strychu, by wydobyć pożółkłe faktury z przegniłego obrazu. Róşne perspektywy na dorastanie łączą się w efemerycznym kolaĹźu o chropowatych teksturach, a gnijąca namacalność filmu ma przełoĹźyć się na tematyczny wydĹşwięk – cielesności uwikłanej w politykę spojrzeń. Sceny przychodzą i odchodzą, jak wspomnieniowy strumień, ktĂłry rządzi się swoją logiką. Największą siłą tego obrazu jest właśnie jego zasĂłb oddziaływania – to storytelling oparty na pamiętnikarskiej wyrywkowości, w ktĂłrym to nie historia jest na pierwszym planie, ale bardziej wycinki z pogranicza niemiłości. "Sound of Falling" przywodzi na myśl filmowy testament, przypominający, Ĺźe pomimo upływu czasu zarĂłwno doświadczenia, jak i pamięć o nich są przekazywane – i genetycznie, i przestrzennie. Skaczemy między przeszłością a przyszłością, jakbyśmy przerzucali kartki z pamiętnikĂłw, ktĂłre splecione są ze sobą, tworząc mozaikę wyrytą w ciele głównych bohaterek – nośnikĂłw międzypokoleniowych traum. Wcześniej tego dnia oglądałem w Cannes "I raz, i dwa" Edwarda Yanga, gdzie relacja wnukĂłw z umierającą babcią staje się osią dla niewybrzmiałych emocji. W międzypokoleniowym monologu – babcia leĹźy w śpiączce, gdy dzieci podejmują prĂłbę komunikacji – przychodzi poczucie, Ĺźe losy starszych pokoleń wpływają na doświadczenia młodych; jakby poprzednie Ĺźycia definiowały przyszłe trajektorie w zaklętej na swĂłj sposĂłb predeterminacji. Nie inaczej jest u Schilinski – farmę zamieszkują róşne pokolenia, ale przeszłość raz zapisuje się w ciele przyszłych pokoleń, a raz cyrkuluje w przestrzeni. Ciało pamięta, ale pamięta rĂłwnieĹź ziemia, ktĂłrą zamieszkują bohaterki filmu Schilinski – czas płynie, ale opresyjne doświadczenia powracają, nadpisują przeszłe traumy we współczesnym kontekście. Z oczywistych względĂłw "Sound of Falling" przypomina potencjalną wariację na temat "Chłopek" Joanny Kuciel-Frydryszak. Co prawda Schilinski nigdy nie zagłębia się w historyczne tło, a obraz rolniczej harĂłwy nie jest przesadnie wyeksponowany. Ale jednym z najwaĹźniejszych wątkĂłw jest kwestia wykorzystywania chłopek (w tym obsługi rodzin) pod męskie widzimisię. Schilinski ciągle balansuje między niewygodnymi tematami – wykorzystaniem seksualnym, opresyjnością męskiego spojrzenia, ucieczką od odpowiedzialności. Ale robi to tak, Ĺźe raz odczuwam największą delikatność, a raz przeszywa mnie największy dyskomfort sensoryczny od czasu "Strefy interesĂłw". Nigdy jednak nie wskakujemy w ton oskarĹźycielski – kwestia wiktymizacji doświadczeń nie stoi w centrum. Nie jest to teĹź kolejny łzawy film o pięknie siostrzeństwa. "Sound of Falling" stoi gdzieś po środku. DĹşwiękowo mamy tu z kolei jedno z najbardziej fascynujących doświadczeń ostatnich lat w kinie. W sound designie Schilinski stawia na świdrujące dĹşwiękowe sekwencje, soniczne pomosty między scenami czy cyrkulujące brzmienia oddające pozorną tylko idylliczność przestrzeni. Całość spina dĹşwiękowy pejzaĹź natury, będący osobliwą ramą dla całego spektrum doświadczeń i pamięci kolektywnej róşnych pokoleń rodzin zamieszkujące farmę. W tworzeniu swojej ruralnej poetyki opresji Schilinski stoi gdzieś obok Dei Kulumbegashvili – ale na szczęście jej stylistka jest delikatniejsza; bardziej interesuje ją rola pamięci i moĹźliwości filmowego medium do zerknięcia w odmęty przeszłości. Zanurzona w upiornej sielskości efemeryczność "Sound of Falling" jest największym atutem audiowizualnego stylu Schilinski – oglądając, nigdy nie wiem, czy się bać, czy oczekiwać sensorycznej deprawacji, czy po prostu oddać się chwili i chłonąć wszystko całym sobą. Ale z czasem niedopowiedziane kwestie zaczynają być dopowiadane w narracji z offu. Trudno o domknięcie takiej skali tematĂłw w formule wizualnego pamiętniczka zawieszonego w poetyce bezczasu, ale voice-over wydaje mi się zahaczać o twĂłrcze lenistwo, pĂłjście na skrĂłty. To, co początkowo idealnie oddaje strategię "show, don’t tell" i daje przestrzeń na zanurzenie się w wytworzonym świecie, ostatecznie z niego wyciąga. Dostajemy duĹźo odpowiedzi na pytania, ktĂłre wspaniale wybrzmiewały w wizualnym zawieszeniu oraz dyskomforcie stojącym za niewiedzą. MĂłgłbym teraz napisać, Ĺźe z rodziną to dobrze tylko na zdjęciu. Mascha Schilinski pewnie zna to powiedzenie lepiej niĹź dobrze – rodzinne fotografie pojawiają się i znikają w "Sound of Falling", a sam film jest jak efemeryczna fotografia. Zdjęcia mają tu zresztą duchologiczną moc – prowadzą dialog z zaklętą rzeczywistością, szczegĂłlnie gdy oko aparatu fotograficznego łapie nieszczęśliwe sylwetki w upiornych pozach, jakby chciały one dać fugę w daleki niebyt. KaĹźda z opowiedzianych historii jest historią snutych w nieskończoność marzeń o ucieczce ze świata, w ktĂłrym Ĺźyją postacie Schilinski; marzą o wyrwaniu się, rozpuszczeniu w wodzie, puszczając wodze fantazji aĹź do samobĂłjczych wizji, ktĂłre prędzej czy później mogą okazać się prawdą.  W momencie pisania tej recenzji jest za wcześnie, by wróşyć jakiekolwiek sukcesy filmu w canneńskim konkursie, szczegĂłlnie Ĺźe w historii festiwalu rzadko wygrywało cokolwiek pokazywanego na początku. Nad "Sound of Falling" unosi się jednak ciekawa aura – jeszcze przed samymi pokazami wokół filmu wybrzmiewała narracja cichego faworyta, ktĂłry moĹźe namieszać w konkursie przeładowanym talentami. Nie doczekamy się pewnie pełnoprawnej adaptacji "Chłopek", ale piętno wiszące nad bohaterkami Kuciel-Frydryszak odbija się w relacjach bohaterek Schilinski – siostrach, matkach, babciach, uwikłanych w więcej, niĹź są w stanie unieść. W wielopokoleniowej polifonii tworzą rejestr, ktĂłry nie tylko wprowadza w sensoryczny dyskomfort, ale pokazuje, ile wydobyć moĹźna z cielesnej narracji, jeśli dobrze się ją poprowadzi.Â