„Rana” Oksana Wasiakina

  Wydawca: Wydawnictwo Marpress Data wydania: 21 marca 2025 Przekład: Agnieszka Sowińska Liczba stron: 280 Oprawa: miękkaCena det.: 59,90 zł Tytuł recenzji: Po śmierci  To nie jest powieść. Tak uzna ktoś, kto poszukuje dopasowania do jakichś konkretnych wzorców, bo być może przez całe życie usiłowano go do takich wzorców dostosować, a teraz pozostała mu już tylko bezradność odtwarzania tego procesu. Taka jest główna bohaterka tej książki. Przez całe życie musiała być częścią czegoś. Być taka sama jak reszta. Ale przede wszystkim była częścią swojej matki. I choć matki już nie ma, nie można użyć czasu przeszłego. W „Ranie” opowiada się wszystko to, co pozostaje w nas po odejściu osoby, która powinna być najbliższa, lecz w ciągu swego życia odtrącała. Dlatego Oksana, wioząca urnę z jej prochami w tej poniekąd enigmatycznej powieści (sic!) drogi, jest tu kimś interesującym przede wszystkim dlatego, że dopiero do tych prochów zbliża się naprawdę. I to jest zbliżenie dosłowne, metaforyczne, metafizyczne i funkcjonujące jeszcze w kilku innych wymiarach. Ta opowieść – elegia prozą, przeplatana wzruszającymi fragmentami wierszy białych – jest próbą odpowiedzi na pytanie o to, czym była kobieca tożsamość w relacji z matką, a czym stała się po jej odejściu. Igranie z różnymi rodzajami form wypowiedzi i trochę autotematyczność tej książki – gdzie autorka sama zadaje sobie pytanie o to, czy ma odpowiednie narzędzia i wrażliwość, by opowiedzieć historię prozą – są jej zasadniczymi atutami. Bo „Rana” będzie się jątrzyć na naszych oczach. W zupełnie zaskakujący nas sposób. Pisanie Wasiakiny opatrzone jest przedmową i posłowiem. O ile to pierwsze wydaje mi się nieco zbędne, na pewno jest trochę dydaktyczne i odbiera przyjemność odkrywania tej książki po swojemu, o tyle posłowie tłumaczki znaczy tu bardzo wiele, kiedy zrozumiemy, że to historia tożsamości także seksualnej, ale napisana w języku kraju i w kraju, które ją określają mianem ekstremizmu, brutalnie i zdecydowanie ostracyzując. „Rana” to bowiem książka o kobiecie, która z czułością i nadmiernymi oczekiwaniami względem tej czułości wtula się w ramiona kolejnych kobiet. Wraz z całym pożądaniem seksualnym, a o seksualności Wasiakina potrafi opowiadać językiem plastycznym, dosadnym, jednocześnie subtelnie podkreślającym przez cały czas, że Rosjanka kochająca drugą Rosjankę miłością inną niż nakazują normy to związek przestępczy. Tyle że to tylko jedno z wielu poruszanych tutaj zagadnień. Czytając „Ranę”, wciąż przypominałem sobie książkę „Matka się śmieje” Chantal Akerman. Dlaczego? Przy obu tych publikacjach przez chwilę czułem się poirytowany tym, że czytam coś na kształt zapisu artystycznego ekshibicjonizmu. Obie książki łączy motyw odrzucenia przez matkę, jak również sposób opowiadania o własnej kondycji psychofizycznej po jej odejściu. Także rozważania nad tym, w jaki sposób artystycznie wyrazić własne emocje po takiej utracie. Tutaj jednak nikt ani nic się nie będzie śmiać, nawet uśmiechać – odnoszę się do przekornego w swej artystycznej wymowie tytułu opowieści Akerman. U Wasiakiny mrok jest w zasadzie wszechobecny. U Akerman drażniło mnie coś innego, jednak przy „Ranie” to odczucie było podobne. Że za dużo metaforyki, używania symboli z emfazą, przechodzenia w różne rejestry opowieści czy nadmiar mitologicznych nawiązań, a przede wszystkim dygresyjność. Tyle że po przeczytaniu całości – a zwłaszcza wstrząsającej mną najbardziej ostatniej części – w pełni rozumiem zabiegi poczynione, by oddać zarówno dramaturgię osobistych przeżyć autorki, jak i pokazać, że każde z nich może być uniwersalne, a to daje nadzieję, że nie jest tragicznie osobne. I że ta ekscentryczna nieco podróż z urną jest tu prozą o znaczeniu autoterapeutycznym. Zwłaszcza dlatego że jest prozą, w której narratorka nie czuje się pewnie. Tak jak nigdy nie czuła się pewnie w pobliżu matki, której teraz strzeże z najwyższą uważnością. Opowiadając o tej relacji – zakończonej realnie, lecz zaczynającej się tak naprawdę z chwilą rozpoczęcia tej dziwnej podróży na wschód, na Syberię opuszczonej lata temu, do świata kształtowania tożsamości dziewczynki, która stała się rosyjską kobietą – bohaterka opowiada o tym, że nie rozumie swojej kobiecości. Zwłaszcza w zestawieniu z kobiecością własnej matki. Zdaniem matki kobieta miała być zawsze piękna. Mieć widoczne i obie piersi (symboliczny motyw okaleczenia fantastycznie połączony z rozważaniami o tak zwanej niepełności bycia kobietą). Zużywać wszystko do końca, niczego nie marnować. Żyć pragmatycznie. Co to oznaczało w jej przypadku? Dorastająca odtrącona córka wie, co matka wybierała w imię tak zwanego pragmatyzmu. A może przerażającego lęku przed samotnością, z którą mierzy się także narratorka, ale potrafi o tym napisać zupełnie inaczej. Bo ona nie nazywa świata i siebie w świecie jak matka. Praktycznie. Pragmatycznie. Rzeczowo. „Rana” będzie o tym, jak silna bliskość tworzy się poprzez zróżnicowanie w poglądach i emocjach kobiet, k

Apr 30, 2025 - 09:43
 0
„Rana” Oksana Wasiakina

 

Wydawca: Wydawnictwo Marpress


Data wydania: 21 marca 2025

Przekład: Agnieszka Sowińska

Liczba stron: 280

Oprawa: miękka

Cena det.: 59,90 zł

Tytuł recenzji: Po śmierci

 

To nie jest powieść. Tak uzna ktoś, kto poszukuje dopasowania do jakichś konkretnych wzorców, bo być może przez całe życie usiłowano go do takich wzorców dostosować, a teraz pozostała mu już tylko bezradność odtwarzania tego procesu. Taka jest główna bohaterka tej książki. Przez całe życie musiała być częścią czegoś. Być taka sama jak reszta. Ale przede wszystkim była częścią swojej matki. I choć matki już nie ma, nie można użyć czasu przeszłego. W „Ranie” opowiada się wszystko to, co pozostaje w nas po odejściu osoby, która powinna być najbliższa, lecz w ciągu swego życia odtrącała. Dlatego Oksana, wioząca urnę z jej prochami w tej poniekąd enigmatycznej powieści (sic!) drogi, jest tu kimś interesującym przede wszystkim dlatego, że dopiero do tych prochów zbliża się naprawdę. I to jest zbliżenie dosłowne, metaforyczne, metafizyczne i funkcjonujące jeszcze w kilku innych wymiarach. Ta opowieść – elegia prozą, przeplatana wzruszającymi fragmentami wierszy białych – jest próbą odpowiedzi na pytanie o to, czym była kobieca tożsamość w relacji z matką, a czym stała się po jej odejściu. Igranie z różnymi rodzajami form wypowiedzi i trochę autotematyczność tej książki – gdzie autorka sama zadaje sobie pytanie o to, czy ma odpowiednie narzędzia i wrażliwość, by opowiedzieć historię prozą – są jej zasadniczymi atutami. Bo „Rana” będzie się jątrzyć na naszych oczach. W zupełnie zaskakujący nas sposób.

Pisanie Wasiakiny opatrzone jest przedmową i posłowiem. O ile to pierwsze wydaje mi się nieco zbędne, na pewno jest trochę dydaktyczne i odbiera przyjemność odkrywania tej książki po swojemu, o tyle posłowie tłumaczki znaczy tu bardzo wiele, kiedy zrozumiemy, że to historia tożsamości także seksualnej, ale napisana w języku kraju i w kraju, które ją określają mianem ekstremizmu, brutalnie i zdecydowanie ostracyzując. „Rana” to bowiem książka o kobiecie, która z czułością i nadmiernymi oczekiwaniami względem tej czułości wtula się w ramiona kolejnych kobiet. Wraz z całym pożądaniem seksualnym, a o seksualności Wasiakina potrafi opowiadać językiem plastycznym, dosadnym, jednocześnie subtelnie podkreślającym przez cały czas, że Rosjanka kochająca drugą Rosjankę miłością inną niż nakazują normy to związek przestępczy. Tyle że to tylko jedno z wielu poruszanych tutaj zagadnień.

Czytając „Ranę”, wciąż przypominałem sobie książkę „Matka się śmieje” Chantal Akerman. Dlaczego? Przy obu tych publikacjach przez chwilę czułem się poirytowany tym, że czytam coś na kształt zapisu artystycznego ekshibicjonizmu. Obie książki łączy motyw odrzucenia przez matkę, jak również sposób opowiadania o własnej kondycji psychofizycznej po jej odejściu. Także rozważania nad tym, w jaki sposób artystycznie wyrazić własne emocje po takiej utracie. Tutaj jednak nikt ani nic się nie będzie śmiać, nawet uśmiechać – odnoszę się do przekornego w swej artystycznej wymowie tytułu opowieści Akerman. U Wasiakiny mrok jest w zasadzie wszechobecny. U Akerman drażniło mnie coś innego, jednak przy „Ranie” to odczucie było podobne. Że za dużo metaforyki, używania symboli z emfazą, przechodzenia w różne rejestry opowieści czy nadmiar mitologicznych nawiązań, a przede wszystkim dygresyjność. Tyle że po przeczytaniu całości – a zwłaszcza wstrząsającej mną najbardziej ostatniej części – w pełni rozumiem zabiegi poczynione, by oddać zarówno dramaturgię osobistych przeżyć autorki, jak i pokazać, że każde z nich może być uniwersalne, a to daje nadzieję, że nie jest tragicznie osobne. I że ta ekscentryczna nieco podróż z urną jest tu prozą o znaczeniu autoterapeutycznym. Zwłaszcza dlatego że jest prozą, w której narratorka nie czuje się pewnie. Tak jak nigdy nie czuła się pewnie w pobliżu matki, której teraz strzeże z najwyższą uważnością. Opowiadając o tej relacji – zakończonej realnie, lecz zaczynającej się tak naprawdę z chwilą rozpoczęcia tej dziwnej podróży na wschód, na Syberię opuszczonej lata temu, do świata kształtowania tożsamości dziewczynki, która stała się rosyjską kobietą – bohaterka opowiada o tym, że nie rozumie swojej kobiecości. Zwłaszcza w zestawieniu z kobiecością własnej matki.

Zdaniem matki kobieta miała być zawsze piękna. Mieć widoczne i obie piersi (symboliczny motyw okaleczenia fantastycznie połączony z rozważaniami o tak zwanej niepełności bycia kobietą). Zużywać wszystko do końca, niczego nie marnować. Żyć pragmatycznie. Co to oznaczało w jej przypadku? Dorastająca odtrącona córka wie, co matka wybierała w imię tak zwanego pragmatyzmu. A może przerażającego lęku przed samotnością, z którą mierzy się także narratorka, ale potrafi o tym napisać zupełnie inaczej. Bo ona nie nazywa świata i siebie w świecie jak matka. Praktycznie. Pragmatycznie. Rzeczowo. „Rana” będzie o tym, jak silna bliskość tworzy się poprzez zróżnicowanie w poglądach i emocjach kobiet, które są sobie obce.

Bo w pewnym stopniu sama kobiecość jest w „Ranie” wyobcowaniem i obcością względem drugiej kobiecości. Wasiakina nie opowiada po prostu o relacji, w której zawiązały się skomplikowane emocjonalne węzły nierozwiązane przez śmierć. A właściwie ta śmierć je jeszcze bardziej zaplątała. „Rana” to opowieść o zależności, współuzależnieniu i niemożności samostanowienia. Ze świetnie tu włączonym motywem fragmentu pępowiny będącego częścią ciała narratorki. „Rana” jest także historią kobiety, która kluczy w swojej opowieści, nie jest w stanie opowiedzieć linearnie ani o sobie, ani o swojej matce. Dlatego często wraca się myślami do sytuacji już przedstawionej, zarysowanej, przeanalizowanej, ozdobionej symbolami. Szukająca odpowiedniej formy Oksana stawia na ciekawą sprawozdawczość. Mnóstwo tu detali dotyczących innych osób stających na jej drodze – bez względu na płeć, choć mężczyźni mówią głównie o tożsamości wiążącej się testosteronem i o wojnie. Mamy przed oczami, co kto powiedział, co zrobił, jak się zachował, w jaki sposób wpłynął na emocje narratorki. Oksana jest jednocześnie otoczona ludźmi – także kobietami usiłującymi zrozumieć jej egzystencjalny dramat, bo mamy tutaj dodatkowo opowieść o walce z demonami depresji i o różnego rodzaju zaburzeniach emocjonalnych na tle traumatycznych przeżyć – i całkowicie pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia, rozpaczliwie sama. W tej samotności szukająca niepewnie głosu do wyrażania siebie, bo sama nie wie, czy jej wolno. Czy było jej wolno wcześniej i czy może teraz, gdy matki nie ma, mówić o sobie w relacji z nią i o tym wszystkim, co się stało, bo prawdopodobnie żadnej relacji nie było. Była. Piekielnie mocna. Zabójczo wręcz.

„Rana” to też historia rosyjskich kobiet, które w kilku pokoleniach powielały pewne określone wzorce zachowań, bojąc się – jak Oksana – prawdziwego kontaktu z własnym wnętrzem. Dlatego ta formalnie skomplikowana książka jest tak poruszającym świadectwem wyobcowania. Niekoniecznie żałoby, co wydawałoby się oczywiste, bo główną bohaterką jest tutaj śmierć i ma ona nawet imię – Andżełła. To narracja o kilku rodzajach niewidzialności. O utracie poczucia bycia kobietą, kiedy jednocześnie uznaje się to za dumne, fascynujące i jednocześnie niezwykle trudne. Czyta się „Ranę” ze świadomością, że to proza uderzająca wprost i śmiałe świadectwo cierpień innych niż te, które kojarzone są z żałobą. Także dlatego że to bardzo ciekawy współczesny rosyjski głos literacki. Polina Barskowa w przedmowie niepotrzebnie wylicza, o czym ten głos mówi. Myślę, że o wielu innych sprawach także, lecz głównie o potrzebie sprawczości i użyteczności, sięgania w głąb trudnych emocji i nazywania tego, co pomaga stać się podporą… dla samej siebie. Bo Oksana nie chce i nie będzie z różnych powodów dziedziczyć kobiecości matki. Kobiecość to wzorce, lecz również wątpliwości, dramaty i pytania retoryczne. A także seksualność. I feminizm. Wszystko to w „Ranie” rezonuje naprawdę intrygująco.