„Stan raju” Laura van den Berg

  Wydawca: Wydawnictwo Pauza Data wydania: 14 maja 2025 Przekład: Dobromiła Jankowska Liczba stron: 208 Oprawa: miękkaCena det.: 49,90 zł Tytuł recenzji: Tworzenie, rodzina, chaos Powieść Laury van den Berg należy do tych, które albo się pokocha, albo zachowa się wobec nich dystans i będzie krytykować. Autorka komplikuje opowieść przede wszystkim jej nielinearnością. Z jednej strony jest to znakomicie napisana dystopia, z drugiej – opowiadanie wciąż przechodzące na przemian w dwa rejestry: pisania o rzeczach wprost i opowiadania o rzeczywistości alternatywnej. Połączenie realistycznej historii skomplikowanych uwarunkowań rodzinnych związanych z transformacjami z autotematyczną narracją o tym, co to znaczy stworzyć prawdziwą opowieść, wymaga dodatkowego skupienia, gdyż ogromną rolę odgrywają tutaj detale. Niektóre wydają się dodane przypadkowo, a nawet chaotycznie, inne niosą ze sobą ciekawą symbolikę. „Stan raju” to nie jest powieść na jeden konkretny temat. A nawet dwa to za mało. Dlatego w tak skondensowanej formie być może nie trafi do każdego czytelnika, lecz we mnie pozostawiła ślady. Jak pandemia, która jest tu mrocznym tłem dla świata wydającego się osuwać (dosłownie!) w kolejną otchłań, gdzie ludzie będą umierać (tu przede wszystkim znikają). Skoro o umieraniu wspomniałem na wstępie, zacznę może od tej problematyki, choć pojawia się nieco później i w całej narracji jest jakby marginesem. Śmierć jako coś nieoczywistego. Śmierć jako symboliczne i dosłowne zniknięcie, lecz śmierć także jako odrodzenie. W „Stanie raju” czytamy o tym, że zmarło kilka osób. Jednakże to, co naprawdę się z nimi stało albo dzieje, czyni tę książkę wyjątkowo zaskakującą. Autorka stawia na element zaskoczenia właściwie wszędzie, choć nie będzie tu żadnych klasycznych zwrotów akcji. Laura van den Berg zacznie od konkretu. Skończy na tajemnicach i zostawi z zagadkami, ale też pytaniami retorycznymi. Wszystko w ścisłym związku ze światem ludzi i natury. Kto kogo krzywdzi bardziej? Kto jest agresorem, a kto ofiarą i kiedy zaczęła się wojna? Coś na kształt stanu wojennego czuje się tu wszędzie. Nie tylko dlatego, że Floryda – region autorki – egzemplifikuje zarówno współczesne amerykańskie problemy, jak i uniwersalne problemy ludzkości z tym, jak po prostu radzić sobie z istnieniem. Elementy nadchodzącego zagrożenia wkraczają niepostrzeżenie. Doświadczenie pandemii, które było bolesne dla autorki i jej siostry, to nie było cierpienie, na które ludzkość może być gotowa właśnie teraz. W czasie, w którym ktoś zaprogramował i opatentował rozwiązanie pozwalające ludziom oderwać się od świata będącego dla nich opresją. Świat narratorki pozornie opresyjny nie jest. Żyje ona w szczęśliwym związku, jej dom to ostoja spokoju, kobieta dobrze zarabia, przygląda się jedynie zniekształceniom przestrzeni wokół niej, która rozpoczęła się od pandemii. A może te zniekształcenia były zawsze, choć nie tak bardzo widoczne. Problemem bohaterki jest jej tożsamość zawodowa. Ghostwriterzy – sporo się o nich słyszy i czyta, niewielu jest już zdziwionych, że tacy ludzie piszą dla znanych autorów. „Stan raju” wprowadza tu również niepokojący wątek wpływu sztucznej inteligencji na proces oraz efekt pisania. Tymczasem pisząc za kogoś, narratorka marzy o tym, by stworzyć własną powieść. Z przesłaniem. Powieść, w której język będzie znaczył zupełnie co innego niż w tekstach, które inni zlecają jej do pisania. Bo ta książka jest również o fenomenie języka jako narzędzia przekazywania opowieści i o tym, że opowieść w swojej klasycznej (także linearnej) formie staje się już archaizmem. Dlatego „Stan raju” odbieram trochę jako rzecz ekscentryczną, nieco prowokacyjną, ale chyba najlepsze słowa, które mogą ją określić, to mistyfikacja i enigmatyczność. Fantazjując o tym, że pisanie opowieści jest formą ucieczki, kobieta z tej powieści tkwi z dyskomfortem myśli, że sama jest nomadką. Z różnych powodów musiała się przemieszczać, a czasami były to klasyczne ucieczki. Teraz chce uciec od samej siebie, ale nie w sposób, który radzi ludziom nowy wynalazek, oko umysłu, testowany na ludziach projekt pozwalający uciec najskuteczniej – od samego siebie w świecie, którego się nie akceptuje. I tak jak świat symbolicznie się zapada, a siły natury pogłębiają jego impas, tak coraz więcej ludzi symbolicznie tutaj znika. Jakby na własne życzenie, a jednak dzieje się coś bardzo dziwnego. Skomplikowanego. Tak jak stosunki w rodzinie, bo to chyba najciekawszy temat tej powieści. Ojciec nie należy już do świata żywych, a pustka po jego odejściu była traumą. Zresztą potem pojawiały się kolejne. „Trauma może nas zmienić w najbardziej nieoczekiwany sposób”. I tak się dzieje. Z córką opłakującą ojca, lecz także z jego żoną. Matka, pełna przesądów i skłonna do manipulacji stosowanych przez sekty, wciąż szuka swojego raju. Jest gotowa zrobić bardzo wiele, by być w centrum uwagi. Cierpi i manipuluje. W tej rodzinie manipulacje rodzą się z cierpienia, a z niego natomia

May 6, 2025 - 09:27
 0
„Stan raju” Laura van den Berg

 

Wydawca: Wydawnictwo Pauza


Data wydania: 14 maja 2025

Przekład: Dobromiła Jankowska

Liczba stron: 208

Oprawa: miękka

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Tworzenie, rodzina, chaos

Powieść Laury van den Berg należy do tych, które albo się pokocha, albo zachowa się wobec nich dystans i będzie krytykować. Autorka komplikuje opowieść przede wszystkim jej nielinearnością. Z jednej strony jest to znakomicie napisana dystopia, z drugiej – opowiadanie wciąż przechodzące na przemian w dwa rejestry: pisania o rzeczach wprost i opowiadania o rzeczywistości alternatywnej. Połączenie realistycznej historii skomplikowanych uwarunkowań rodzinnych związanych z transformacjami z autotematyczną narracją o tym, co to znaczy stworzyć prawdziwą opowieść, wymaga dodatkowego skupienia, gdyż ogromną rolę odgrywają tutaj detale. Niektóre wydają się dodane przypadkowo, a nawet chaotycznie, inne niosą ze sobą ciekawą symbolikę. „Stan raju” to nie jest powieść na jeden konkretny temat. A nawet dwa to za mało. Dlatego w tak skondensowanej formie być może nie trafi do każdego czytelnika, lecz we mnie pozostawiła ślady. Jak pandemia, która jest tu mrocznym tłem dla świata wydającego się osuwać (dosłownie!) w kolejną otchłań, gdzie ludzie będą umierać (tu przede wszystkim znikają).

Skoro o umieraniu wspomniałem na wstępie, zacznę może od tej problematyki, choć pojawia się nieco później i w całej narracji jest jakby marginesem. Śmierć jako coś nieoczywistego. Śmierć jako symboliczne i dosłowne zniknięcie, lecz śmierć także jako odrodzenie. W „Stanie raju” czytamy o tym, że zmarło kilka osób. Jednakże to, co naprawdę się z nimi stało albo dzieje, czyni tę książkę wyjątkowo zaskakującą. Autorka stawia na element zaskoczenia właściwie wszędzie, choć nie będzie tu żadnych klasycznych zwrotów akcji. Laura van den Berg zacznie od konkretu. Skończy na tajemnicach i zostawi z zagadkami, ale też pytaniami retorycznymi. Wszystko w ścisłym związku ze światem ludzi i natury. Kto kogo krzywdzi bardziej? Kto jest agresorem, a kto ofiarą i kiedy zaczęła się wojna?

Coś na kształt stanu wojennego czuje się tu wszędzie. Nie tylko dlatego, że Floryda – region autorki – egzemplifikuje zarówno współczesne amerykańskie problemy, jak i uniwersalne problemy ludzkości z tym, jak po prostu radzić sobie z istnieniem. Elementy nadchodzącego zagrożenia wkraczają niepostrzeżenie. Doświadczenie pandemii, które było bolesne dla autorki i jej siostry, to nie było cierpienie, na które ludzkość może być gotowa właśnie teraz. W czasie, w którym ktoś zaprogramował i opatentował rozwiązanie pozwalające ludziom oderwać się od świata będącego dla nich opresją.

Świat narratorki pozornie opresyjny nie jest. Żyje ona w szczęśliwym związku, jej dom to ostoja spokoju, kobieta dobrze zarabia, przygląda się jedynie zniekształceniom przestrzeni wokół niej, która rozpoczęła się od pandemii. A może te zniekształcenia były zawsze, choć nie tak bardzo widoczne. Problemem bohaterki jest jej tożsamość zawodowa. Ghostwriterzy – sporo się o nich słyszy i czyta, niewielu jest już zdziwionych, że tacy ludzie piszą dla znanych autorów. „Stan raju” wprowadza tu również niepokojący wątek wpływu sztucznej inteligencji na proces oraz efekt pisania. Tymczasem pisząc za kogoś, narratorka marzy o tym, by stworzyć własną powieść. Z przesłaniem. Powieść, w której język będzie znaczył zupełnie co innego niż w tekstach, które inni zlecają jej do pisania. Bo ta książka jest również o fenomenie języka jako narzędzia przekazywania opowieści i o tym, że opowieść w swojej klasycznej (także linearnej) formie staje się już archaizmem. Dlatego „Stan raju” odbieram trochę jako rzecz ekscentryczną, nieco prowokacyjną, ale chyba najlepsze słowa, które mogą ją określić, to mistyfikacja i enigmatyczność.

Fantazjując o tym, że pisanie opowieści jest formą ucieczki, kobieta z tej powieści tkwi z dyskomfortem myśli, że sama jest nomadką. Z różnych powodów musiała się przemieszczać, a czasami były to klasyczne ucieczki. Teraz chce uciec od samej siebie, ale nie w sposób, który radzi ludziom nowy wynalazek, oko umysłu, testowany na ludziach projekt pozwalający uciec najskuteczniej – od samego siebie w świecie, którego się nie akceptuje. I tak jak świat symbolicznie się zapada, a siły natury pogłębiają jego impas, tak coraz więcej ludzi symbolicznie tutaj znika. Jakby na własne życzenie, a jednak dzieje się coś bardzo dziwnego. Skomplikowanego. Tak jak stosunki w rodzinie, bo to chyba najciekawszy temat tej powieści.

Ojciec nie należy już do świata żywych, a pustka po jego odejściu była traumą. Zresztą potem pojawiały się kolejne. „Trauma może nas zmienić w najbardziej nieoczekiwany sposób”. I tak się dzieje. Z córką opłakującą ojca, lecz także z jego żoną. Matka, pełna przesądów i skłonna do manipulacji stosowanych przez sekty, wciąż szuka swojego raju. Jest gotowa zrobić bardzo wiele, by być w centrum uwagi. Cierpi i manipuluje. W tej rodzinie manipulacje rodzą się z cierpienia, a z niego natomiast – dziwne transformacje. Okazuje się, że bohaterka nie zna całej swojej rodziny. Że ta rodzina wymyka się definicjom jak świat, który odkształca to niezwykłe oko umysłu, którego użyje siostra bohaterki, bo chyba bardziej ma dość. Siebie, świata, opresyjnego środowiska.

Natura nie jest łaskawa. Wieczny upał. Różnego rodzaju stworzenia w nadmiarze – jedne w funkcji symbolicznej, inne umieszczone tu trochę jak rekwizyty tego teatru tworzącego atmosferę zagrożenia. Bo van der Berg jest też trochę teatralna. Jej bohaterka szuka siebie w opowieściach innych, pisze za innych, słucha innych, lecz jednocześnie nie może być w pełnym kontakcie ze sobą. Zmęczona przeszłością i stale do niej powracająca, już jako nastolatka uzmysłowiła sobie swoją nieprzystawalność, z którą połączyło się egzystencjalne cierpienie. A dziś zadaje sobie inne pytanie: „Co ze mnie za stworzenie?”. Ta historia oprze się na innych, by udowadniać, że umysł twórcy może być jego zbawicielem, ale i wrogiem.

Metafora kształtu pępka to także sugestia, że coś już na samym początku zostało stworzone zupełnie inaczej niż powinno. A przecież tak dobrze się ułożyło. Miała zostać naukowcem jak jej mąż, a stała się artystką. Tyle że niewidzialną. Choć widzi, słyszy i chce zapisywać jak najwięcej. Wspomniałem o detalach. „Stan raju” to fantazja o tym, czy można napisać jeszcze cokolwiek nowego (problematyka coraz bardziej popularna we współczesnej literaturze), czy kreacja pisarska ma być formą sprawozdawczą, gdy z drobiazgów dostrzeżonych i opisywanych codziennie ma powstać jakaś całość. Tymczasem tu nic nie jest całością, stałością, pewnością. Także to, czy autorka celowo wprowadza jakiś motyw, czy chce igrać z czytelnikiem i sprawdzać, czy domyśli się on, że coś zostało dodane przez zupełny przypadek. Przypadkowo natomiast dowiadujemy się, jak bardzo skomplikowana jest rzeczywistość, gdy naprawdę odsłonią się rodzinne zawikłania, a narracja pójdzie w kierunku mrocznego science fiction. Mocna proza o ucieczkach, powrotach, niemożności ruszenia przed siebie, lecz przede wszystkim o świecie pełnym mimo wszystko wiecznej zmienności. Bardzo niebezpiecznej zmienności.