ANDOR. SEZON 2. Gwiezdna psychodrama [RECENZJA, odc. 10-12]

Zawiedzeni poczują się ci, którzy – po emocjonalnym rollercoasterze z ostatnich odcinków – spodziewają się podobnych fajerwerków. Finał serialu utrzymany jest jednak w dużo spokojniejszym, elegijnym tonie. Chociaż znalazły się tu dwie szarpiące nerwy sekwencje, to przez większość czasu bohaterowie przeżywają raczej chwile introspekcji. Cassian i spółka zastanawiają się więc nad przebytą do tej pory […]

May 14, 2025 - 11:56
 0
ANDOR. SEZON 2. Gwiezdna psychodrama [RECENZJA, odc. 10-12]

Zawiedzeni poczują się ci, którzy – po emocjonalnym rollercoasterze z ostatnich odcinków – spodziewają się podobnych fajerwerków. Finał serialu utrzymany jest jednak w dużo spokojniejszym, elegijnym tonie. Chociaż znalazły się tu dwie szarpiące nerwy sekwencje, to przez większość czasu bohaterowie przeżywają raczej chwile introspekcji. Cassian i spółka zastanawiają się więc nad przebytą do tej pory drogą; zadają sobie pytanie, jaki sens miały ich dotychczasowe poświęcenia. Ten melancholijny ton odbija się też w warstwie wizualnej, przede wszystkim w scenografii – rebeliancka baza na Yavin, ulice Coruscant czy wnętrza imperialnych biurowców zmieniają się nagle w przestrzenie liminalne, odzwierciedlające osamotnienie bohaterów.

Te estetyczne i narracyjne wybory są jednak uzasadnione. Serial Tony’ego Gilroya od samego początku na pierwszym planie stawiał w końcu bohaterów i ich dylematy, a sceny akcji – chociaż pierwszorzędnie zainscenizowane – były w nim raczej fabularnym budulcem niż głównym daniem. Przez cały sezon, równolegle z ideologiczną przemianą Cassiana, obserwowaliśmy zresztą stopniowe zdzieranie masek z dotychczasowych „fanatyków” – Luthena i Kleyi z jednej strony, Dedry i Syrila z drugiej. Na ostatniej prostej serialu okoliczności też sprzyjają introspekcji i rozliczeniom z przeszłością. Liczba „graczy” po obu stronach konfliktu zdążyła się w końcu znacząco skurczyć, z kolei widmo Gwiazdy Śmierci – do tej pory zaledwie majaczące gdzieś na horyzoncie – staje się nagle przerażająco realne.

Twórcy pokazują bohaterów w swoistym punkcie granicznym – tuż przed najważniejszą misją (wykradzeniem planów Gwiazdy Śmierci), w momencie skrajnej niepewności. Nigdy nie można mieć przecież pewności, czy doniesienia o tajnej imperialnej broni nie są wyłącznie pułapką zastawioną na rebeliantów. Cały finał rozgrywa się więc w poczuciu nerwowego oczekiwania na uderzenie wroga. Tym mocniej wybrzmiewają tu zatem krótkie momenty czułości i emocjonalnego rozluźnienia – wymiana porozumiewawczych uśmiechów, ironiczna wymiana zdań albo scena z towarzyszami broni odpoczywającymi przy kielichu. Przy okazji widać też, jak bardzo opłaciła się ryzykowna koncepcja, aby akcja drugiego sezonu rozgrywała się na przestrzeni kilku lat. Czasowe przeskoki, zamiast przeszkadzać, uwiarygodniły tylko wewnętrzną przemianę bohaterów; z kolei rozpoczynający każdą porcję odcinków odgłos gongu z Ferrix brzmiał niczym metronom, złowrogo odmierzający czas do wydarzeń z Łotra 1.

Chociaż rebelianci swój najpoważniejszy sprawdzian mają dopiero przed sobą, to Tony Gilroy ma prawo odtrąbić pełne zwycięstwo. Andor, podobnie jak jego tytułowy bohater, przeszedł długą drogę – od produkcji, na którą jeszcze trzy lata temu nikt nie czekał, aż po ostatni promyczek nadziei dla Gwiezdnych wojen. Co ważne – chociaż serial wszedł w wyraźną polemikę z dotychczasowymi odsłonami sagi, to wbrew pozorom wcale nie odwrócił się do niej plecami. Sukces Gilroya polega właśnie na umiejętnym wprowadzeniu świeżych elementów do znanego nam świata – w taki sposób, żeby rzadkie momenty triumfu (lub fanserwisu) uderzały z większą siłą. Niezależnie od tego, w którym kierunku franczyza pójdzie dalej – i o jakie jeszcze filmy lub seriale będziemy się kłócić – dobrego wrażenia po Andorze nikt nam nie odbierze.

Recenzja odcinków 2×01-2×03

Recenzja odcinków 2×04-2×06

Recenzja odcinków 2×07-2×09