Ze śmiercią im do twarzy / Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi

Pochowaliście ostre przedmioty? Zawiązaliście sznurówki? Spuściliście ciśnienie z butelki z colą? Nie zapomnieliście o skórce banana leżącej w pobliżu? Kolejne zagrożenia dla życia i zdrowia czyhają tuż za rogiem, niewidzialna kostucha na pewno już na Was czeka. Skoro jednak zyskaliśmy kilka chwil, rozsiądźcie się wygodnie i odprawcie (nieśmiertelny) rytuał. Seria "Oszukać przeznaczenie" gatunkowe

May 13, 2025 - 15:04
 0
Ze śmiercią im do twarzy / Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi
Pochowaliście ostre przedmioty? Zawiązaliście sznurówki? Spuściliście ciśnienie z butelki z colą? Nie zapomnieliście o skórce banana leżącej w pobliżu? Kolejne zagrożenia dla życia i zdrowia czyhają tuż za rogiem, niewidzialna kostucha na pewno już na Was czeka. Skoro jednak zyskaliśmy kilka chwil, rozsiądźcie się wygodnie i odprawcie (nieśmiertelny) rytuał. Seria "Oszukać przeznaczenie" gatunkowe rytuały lubi: na nich się opiera i je od ćwierćwiecza kultywuje. Blisko 15 lat od premiery piątej części znów celebruje nieuchronność śmierci. Slasher o powracającej klątwie/predestynacji/złośliwym losie w miejscu Freddy’ego Kruegera do tej celebry nadaje się doskonale. Jeśli zapytacie, czy wypełniana po raz kolejny matryca o maluczkich próbujących wypisać się z księgi przeznaczenia czegoś nas wreszcie uczy, odpowiedzią będzie przewrócenie oczami. By jednak nie trzymać w napięciu tych, którzy do końca recenzji nie dotrwają: "Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi" to jedna z zabawniejszych makabresek, jakie dane Wam będzie oglądać. Uprasza się o przyjęcie polecenia z dobrodziejstwem inwentarza. Firmowana przez New Line Cinema seria o złośliwym przeznaczeniu nigdy nie cierpiała na nadmiar tematycznych i charakterologicznych pretensji. Co prawda w "Więzach krwi" temat lęku przed śmiercią i dziedziczenia traum, a także lekcja godzenia się z fatum i pytanie o to, czy determinista może być kowalem własnego losu, cały czas unoszą się w powietrzu, lecz po wielokroć zbywane są złośliwym prychnięciem sadysty. Od odpowiedzi na kwestie większe niż życie ważniejsze jest tu intensyfikowanie naszych natręctw i wzmaganie fobii karmionych przekonaniem o złośliwości rzeczy martwych. I o pechu, który lubi się powtarzać. Postacie nadal są pretekstowe, lecz dla odmiany dają się lubić (Richardzie Harmon, do ciebie mówię!). Temat: "rodzina to siła" – czy może raczej: "przekleństwa pokrewieństwa" – pozwala scenarzystom (Guy Busick, Lori Evans Taylor) na nieco zgrabniejsze odkrywanie kart i na kilka udanych twistów. Z humorem zderzają ze sobą lubiące się, lecz – jak to w rodzinie – czubiące się postacie. W efekcie jeszcze bardziej pomysłowo bawią się ze śmiercią w kotka i myszkę. A to przecież owa zabawa stanowi o sukcesie cyklu. Gdzieniegdzie dociśnięty został gatunkowy pedał gazu: znajdzie się tu i chata rodem z "Martwego zła", i nadświadomy prorok o głosie jak dzwon (niedawno zmarły Tony Todd pięknie żegna się z publicznością). Gdy paliwem wydarzeń jest jednocześnie efekt motyla i prawo Murphy'ego, wówczas groteska i groza przyjemnie się równoważą. Mamy przed sobą ekranizację nagród Darwina i antyporadnik BHP, od którego trudno oderwać oczy. Odpowiedzialni za całość Zach Lipovsky i Adam B. Stein kreatywnie dyrygują naszą uwagą. Wypuszczają zwiastuny śmierci, by zrobić nam psikusa i uderzyć, gdy tylko opuszczamy gardę. Inscenizują wypadki w sposób groteskowo skomplikowany, a zarazem logiczny i spójny. Efekt jest znany i lubiany. To, klasykiem mówiąc, makabryczna "widzialność obcowania człowieka z materią". "Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny", lecz wcześniej jeszcze wybierzcie się na seans. "Więzy krwi" powinny – nomen omen – łączyć pokolenia, uatrakcyjnić randkę i zgrać paczkę znajomych. To kino do wspólnego śmiania się i do zasłaniania oczu. Tylko tyle i aż tyle.