Widziała orła cień / Rezydencja
Biały Dom znów jest miejscem zbrodni. Nie sądzę, by kogokolwiek to zaskoczyło. Setki filmów i seriali już dawno przyzwyczaiły widzów, że siedziba prezydenta Stanów Zjednoczonych to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na Ziemi. Tym razem będzie jednak trochę inaczej. "Rezydencja" nie jest bowiem mrocznym thrillerem politycznym ani tym bardziej psychologicznym dreszczowcem. Tematem najnowszej
Biały Dom znów jest miejscem zbrodni. Nie sądzę, by kogokolwiek to zaskoczyło. Setki filmów i seriali już dawno przyzwyczaiły widzów, że siedziba prezydenta Stanów Zjednoczonych to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na Ziemi. Tym razem będzie jednak trochę inaczej. "Rezydencja" nie jest bowiem mrocznym thrillerem politycznym ani tym bardziej psychologicznym dreszczowcem. Tematem najnowszej produkcji królowej seriali Shondy Rhimes może i jest morderstwo, ale klimat tej opowieści jest zdecydowanie lżejszy. "Rezydencja" to bowiem najnowszy przykład bardzo popularnego podgatunku nazywanego przez Amerykanów cozy mystery. To ten rodzaj kryminału, który nie epatuje przemocą ani innymi mrocznymi elementami typowymi w historiach zbrodni. Zamiast tego skupia się na grupie podejrzanych, demaskując ich kolejne tajemnice i czyniąc to z dużą dozą humoru. Jedynym odstępstwem od typowego cozy mystery w serialu "Rezydencja" jest postać Corderlii Cupp fantastycznie zagranej przez Uzo Adubę. W klasycznej wersji tego podgatunku detektyw, choć na swój sposób genialny, jest zazwyczaj amatorem, osobą przypadkową, która ma "pecha", wplątując się co chwilę w kryminalne afery. Cupp od początku jest w serialu przedstawiana jako "najlepsza detektyw świata", specjalistka od spraw niemożliwych. Jednak przez większość czasu inni bohaterowie i podejrzani mają problem z akceptacją jej reputacji. Cupp ze swoją obsesją na punkcie obserwacji ptaków i skłonnością do zadawania pytań, które z pozoru wydają się nie na temat, może sprawiać wrażenie osoby zagubionej. Miejscami wydaje się wręcz bezradna wsadzona w bagno polityczno-społecznej nowomowy dominującej w Białym Domu. Jednak Cupp, choć jest to mistrzowska postać i liczę na więcej przygód z jej udziałem, nie jest jedynym filarem, na którym opiera się "Rezydencja". Serial platformy Netflix to bowiem klasyczny whodunit. A zatem posiada całą masę podejrzanych. Każdy z potencjalnych morderców to barwna, ekscentryczna postać, pełna wad i zalet. Razem tworzą cudowny chaos odmiennych temperamentów i dziwactw. Zanim ujawniony zostanie sprawca zbrodni, poznamy wiele mniej lub bardziej strzeżonych sekretów. A wszystko to opowiedziane jest z "jajem". Twórcy "Rezydencji" doskonale wiedzą, że odbiorcami serialu będą przede wszystkim fani detektywistycznych opowieści, które niestety mają bardzo sztywną konstrukcję. Dlatego whodunit należy do najtrudniejszych gatunków w realizacji, ponieważ widzowie doskonale znają wszystkie chwyty i sztuczki. Dobry whodunit nie skupia się więc na tym, co opowiada, ale na tym, jak to robi. W "Rezydencji" każdy z podejrzanych ma czas i miejsce, by w pełni zabłysnąć. Każda tajemnica, każdy "niespodziewany" zwrot akcji jest celebrowany. Twórcy dbają o szybkie tempo. Zdając sobie sprawę, że widzowie wiedzą, iż większość z rzucanych podejrzeń (przynajmniej w pierwszych odcinkach) to fałszywe tropy, bawią się poszlakami, wkładając w usta bohaterów sprzeczne informacje na temat tych samych wydarzeń. W serialu jest czas, by badać różne punkty widzenia. A wszystko to w przewrotnie zabawnym tonie, pełnym żartów, których źródłem nie jest jedna, dwie postacie, lecz praktycznie wszyscy bohaterowie. W efekcie "Rezydencja" staje się bardzo przyjemną, do tego wciągającą rozrywką. Raczej mało kto będzie zawiedziony rozwiązaniem kryminalnej zagadki, bo choć to ona mogła być pretekstem dla rozpoczęcia oglądania serialu, to większość widzów pozostało z nim do końca dla postaci, humoru i sposobu, w jaki całość została opowiedziana. Jakie szczęście, że nie każdy kryminał to mroczna dekonstrukcja ludzkich grzechów.