Marzenia z second handu / Lista marzeĹ
Uwielbiamy filmowe historie o speĹnianiu marzeĹ, prawda? Nawet gdy ich bohaterami nie sÄ
sĹynne postacie, lecz zwykli ludzie â a moĹźe zwĹaszcza wtedy? â pozwalajÄ
nam wierzyÄ, Ĺźe warto zabiegaÄ o swoje marzenia, Ĺźe wszystko zaleĹźy od wiary i determinacji. I choÄby nie wiem jak naiwny byĹby to przekaz, kibicujemy bohaterom "filmĂłw o marzeniach", bo dziaĹajÄ
niemal w naszym imieniu â naszym, czyli
Uwielbiamy filmowe historie o speĹnianiu marzeĹ, prawda? Nawet gdy ich bohaterami nie sÄ
sĹynne postacie, lecz zwykli ludzie â a moĹźe zwĹaszcza wtedy? â pozwalajÄ
nam wierzyÄ, Ĺźe warto zabiegaÄ o swoje marzenia, Ĺźe wszystko zaleĹźy od wiary i determinacji. I choÄby nie wiem jak naiwny byĹby to przekaz, kibicujemy bohaterom "filmĂłw o marzeniach", bo dziaĹajÄ
niemal w naszym imieniu â naszym, czyli wszystkich ludzi, zwĹaszcza tych, ktĂłrym w walce o wĹasne pragnienia przeszkadza strach czy brak odwagi lub pewnoĹci siebie. "Lista marzeĹ" Adama Brooksa to wĹaĹnie taki film â rozpiÄty gdzieĹ miÄdzy "ChoÄ goni nas czas" a hallmarkowÄ
templatkÄ
, w ktĂłrej atrakcyjna bohaterka walczy nie tylko o miĹoĹÄ, ale i o samÄ
siebie. Ekranizacja powieĹci Lori Nelson Spielman to opowieĹÄ o okoĹo trzydziestoletniej Alex (Sofia Carson), ktĂłra wydaje siÄ nieco pogubiona w dorosĹym Ĺźyciu. Jej ostojÄ
jest kochajÄ
ca mama (Connie Britton), z ktĂłrÄ
nasza bohaterka ma niezwykle bliskÄ
relacjÄ. Nic wiÄc dziwnego, Ĺźe gdy jej matka umiera na skutek nawrotu choroby, Alex caĹkowicie traci grunt pod nogami. Okazuje siÄ jednak, Ĺźe nawet zza grobu rodzicielka chce byÄ dla cĂłrki wsparciem â zamiast jednak uwzglÄdniÄ jÄ
w testamencie (tak jak braci Alex), postanawia przypomnieÄ jej o tytuĹowej liĹcie marzeĹ, ktĂłrÄ
nasza bohaterka spisaĹa jako 13-latka. Sytuacja wydaje siÄ doĹÄ kuriozalna, ale mimo ĹźaĹoby Alex postanawia sprĂłbowaÄ speĹniÄ swe nastoletnie marzenia, na co otrzymuje od mamy zaledwie kilka miesiÄcy. A Ĺźe w trakcie swojej misji napotka na drodze nie jednego, a dwĂłch przystojnych i zamoĹźnych mÄĹźczyzn, moĹźna zakĹadaÄ, Ĺźe bÄdzie⌠interesujÄ
co? No, nie do koĹca. W filmie Adama Brooksa, ktĂłry ostatniÄ
peĹnometraĹźowÄ
produkcjÄ zrealizowaĹ w 2008 roku, klisza goni kliszÄ. Znajdziemy tu wiÄc spadajÄ
ce z nieba oferty pracy, ludzi zakochujÄ
cych siÄ w sobie na podstawie dwĂłch kilkuminutowych rozmĂłw, rodzeĹstwo sprofilowane jako caĹkowite przeciwieĹstwa (jeĹli bohaterka jest szalona, musi mieÄ brata sztywniaka!) i caĹe mnĂłstwo innych sztampowych pomysĹĂłw rodem z rom-komĂłw czy filmĂłw coachingowo-feel-goodowych w rodzaju "Jedz, mĂłdl siÄ, kochaj". Trudno o wzbudzenie tym zainteresowania u przeciÄtnego widza, ktĂłry podobnych komedii obyczajowych widziaĹ juĹź dziesiÄ
tki. Sofia Carson, najwyraĹşniej zwiÄ
zana z Netflixem jakimĹ cyrografem (wliczajÄ
c dubbing do "My Little Pony", to juĹź jej piÄ
ty film dla tej platformy), to aktorka urocza i nawet charyzmatyczna, ale jej role wyjÄ
tkowo szybko ulatujÄ
z pamiÄci. ByÄ moĹźe dlatego, Ĺźe to jej bohaterki sÄ
tak bezbarwne. Bo jak inaczej nazwaÄ kobietÄ, ktĂłra przez blisko dwie godziny "szuka siebie" tylko po to, by finalnie i tak stwierdziÄ, Ĺźe niczego nie osiÄ
gnÄĹaby, gdyby nie pewien facet? "Lista marzeĹ" mogĹaby byÄ opowieĹciÄ
o pewnym spoĹecznym problemie uosobionym w gĹĂłwnej bohaterce: braku poczucia wĹasnej wartoĹci dzisiejszych trzydziestolatkĂłw, ich zagubieniu w plÄ
taninie dorosĹych obowiÄ
zkĂłw, sabotowaniu wĹasnych dziaĹaĹ. W filmie Brooksa ten temat przewija siÄ kilkakrotnie, ale sprowadzony zostaje do kilku coachingowych rad, przyjmujÄ
cych zresztÄ
najczÄĹciej formÄ mansplainingu. MoĹźna siÄ zastanawiaÄ, czy gdyby za kamerÄ
"Listy marzeĹ" stanÄĹa kobieta, bohaterka staĹaby siÄ postaciÄ
bardziej interesujÄ
cÄ
i niezaleĹźnÄ
, ale gdybanie zostawiam innym, a skupiam siÄ na filmie Brooksa takim, jakim jest. A jest niestety odtwĂłrczy, sztampowy i do szybkiego zapomnienia, pomimo ewidentnych staraĹ Sofii Carson i Kyleâa Allena, ktĂłrzy majÄ
fajnÄ
ekranowÄ
chemiÄ i zdajÄ
siÄ dobrze bawiÄ swoimi ekranowymi wcieleniami. To im zawdziÄczamy kilka zabawnych scen i ogĂłlne pozytywny feeling "Listy marzeĹ", przez co film Brooksa â pomimo swych wad â okazuje siÄ caĹkiem znoĹnym doĹwiadczeniem. Definicja feel good movie nie naleĹźy do najbardziej precyzyjnych w filmowym sĹowniku, ale jedno jest pewne â tego typu produkcje majÄ
sprawiaÄ, Ĺźe widzowie poczujÄ
siÄ dobrze, zapomnÄ
na chwilÄ o swoich problemach, a moĹźe nawet zainspirujÄ
siÄ, by zmieniaÄ swoje Ĺźycie i rzeczywistoĹÄ wokóŠsiebie. Takie chyba byĹo zaĹoĹźenie w przypadku "Listy marzeĹ", ale nie mam przekonania, Ĺźe gotowy produkt speĹnia swe zadanie. Wam, drodzy widzowie, ĹźyczÄ jednak, by film Adama Brooksa zadziaĹaĹ na was wĹaĹnie w ten sposĂłb, a Sofii Carson ĹźyczÄ wyrwania siÄ z netflixowej baĹki, do ktĂłrej zresztÄ
trafiĹa niemal od razu po wyrwaniu siÄ z baĹki disneyowskiej. Dopiero wtedy bÄdzie mogĹa udowodniÄ, czy jest gotowa na wyzwania wykraczajÄ
ce poza szablon zagubionej dziewczyny z ĹadnÄ
buziÄ
.