Piękne kurniki klasy próżniaczej czyli co mówi ” Z miłością, Meghan”

Nie gotuję, nie mam ogrodu i zdecydowanie moi goście nigdy nie wyjdą z imprezy…

Mar 21, 2025 - 22:17
 0
Piękne kurniki klasy próżniaczej czyli co mówi ” Z miłością, Meghan”

Nie gotuję, nie mam ogrodu i zdecydowanie moi goście nigdy nie wyjdą z imprezy u mnie z małymi prezencikami, które wcześniej przygotowałam. Ale program lifestylowy „Z miłością, Meghan” obejrzałam z absolutnym zafascynowaniem. Pod powierzchnią prostego show lifestylowego kryje się bowiem bardzo intrygujące wnętrze. Niekoniecznie planowane przez twórców, ale rozkoszne do odkrycia.

 

Oto Meghan, żona księcia Harry’ego, dawniej aktorka dziś gospodyni i żona, decyduje się przyjmować w swoim domu kolejnych gości. Niektóre z tych osób zna od bardzo dawna, niektóre pojawiają się w programie na zaproszenie, bo Meghan chce ich poznać. Już sam punkt wyjścia jest o tyle ciekawy, że choć wydaje się, że serial proponuje wejście do domu gwiazdy, w istocie rozgrywa się w wynajętej przestrzeni. Wszystko na co patrzymy, jest specjalnie przygotowane by sprawiało wrażenie przytulnej kuchni i domu, w którym nasza gospodyni przyjmuje gości. W istocie – jesteśmy na planie, który tylko symuluje jakąś wersję rzeczywistości. To niby nie powinno dziwić, bo ostatecznie – ma swoją logikę, ale od razu podważa to co do serii potencjalnie przyciąga, możliwość spojrzenia w prywatność, zajrzenia za kulisy. Tu nie ma kulis, nie ma gości, jest przedziwnie wytworzona sztuczna sytuacja, do której sama produkcja czasem się odnosi, gdy Meghan, która przeżywa przyjmowanie kolejnych osób wciąż wspomina o tym co ma w domu.

 

With Love, Meghan. (L to R) Delfina Figueras, Meghan, Duchess of Sussex in episode 104 of With Love, Meghan. Cr. Courtesy of Netflix © 2025

 

Zaproszenia gości jest wymówką do gotowania, obdarowywania i przygotowania… no właśnie trudno powiedzieć czego. Bo też sam program boryka się z ciekawym problemem. Z jednej strony ma być pełen łatwych do odtworzenia porad i przepisów, z drugiej jest zupełnie oderwany od rzeczywistości. Dania proponowane przez Meghan nie są ani szczególnie ciekawe ani twórcze, co więcej nie ma tam żadnych konkretnych przepisów dla kogoś kto chciałby coś odtworzyć, bo nie ma podanych ani proporcji, ani ilości składników. Z resztą nie wiem, czy ktokolwiek potrzebuje osobnego programu by zrobić najprostszy quiche z pomidorami, czy makaron z pokrojonymi zielonymi warzywami albo tost z awokado. Założenie programu jest takie, że teoretycznie każdy mógłby odtworzyć porady i przepisy. Teoretycznie, bo tu przechodzimy do najciekawszego elementu całego przedziwnego telewizyjnego przedsięwzięcia.

Choć Meghan często odwołuje się do swojego zwykłego dzieciństwa czy czasów na planie serialu, to sama produkcja jest tak naprawdę opowieścią o niezwykłym luksusie. Ale luksusie sprzedawanym w zupełnie innym opakowaniu niż zazwyczaj. Przez wieki wyznacznikiem luksusu było oddawanie codziennych czynności innym osobom. Jeśli ktoś miał pieniądze już nigdy nie musiał gotować, układać kwiatów, czy podawać do stołu. Miał od tego ludzi. Możliwość oddelegowania codziennych czynności na kogoś innego była i jest dowodem na niezwykłe uprzywilejowanie i dobrobyt. Ostatecznie oszczędzony w ten sposób czas to jedyna rzecz, której realnie nie da się kupić. Podczas gdy szaraczki muszą gotować, robić zakupy i podawać do stołu, ty masz czas cieszyć się życiem.

 

With Love, Meghan. Meghan, Duchess of Sussex in episode 103 of With Love, Meghan. Cr. Jake Rosenberg/Netflix © 2025

 

Program Meghan pokazuje nam jednak inny wymiar nieosiągalnego luksusu. Oto dostajemy spojrzenie na egzystencje klasy wybitnie próżniaczej. Sama Meghan na pierwszy rzut oka flirtuje z trendem trad wife. Ale nie tymi dziewczynami z religijnych wspólnot, które nigdy nie znały innego życia, raczej z tymi niezwykle zamożnymi matkami tuzina dzieci, które same ubijają masło a jak ich dzieci mają ochotę na lizaki to robią im  je od postaw. Właściwie niemal w każdym odcinku rozmowa wraca na dzieci i na to jak ważne jest by widziały swoją matkę w kuchni by miały wspólne wspomnienia, jak istotne jest by spędzać z nimi czas i zdrowo je żywić. Przy czym nie wydaje mi się, by to było pełne zanurzenie się w całą otoczkę trad wife. Raczej przejęcie od nich tego luksusu posiadania nadmiaru czasu.

 

Meghan idzie jednak w swoim programie o krok dalej. Gdy pokazuje, jak zrobić „Słoneczną herbatę” (zanurzasz herbatę w wodzie w słoiku i czekasz aż naciągnie na słońc), gdy radzi jaką wodę wybrać do zrobienia kostek lodu z kwiatami w środku, gdy opowiada o tym jak dobrze mieć w lodówce zimny ręcznik nasączony olejkami eterycznymi, gdy w końcu opowiada o tym, że dobrze mieć na stole w czasie przyjęcia menu i radzi jak je ręcznie zapisać – wtedy odsłania przed nami coś niezwykłego. Oto patrzymy na zbiór pozornych, często absurdalnych czynności mających jeden cel – wypełnić czas, stworzyć pozory zajęcia, wytworzyć jakiekolwiek produkty i działania. Układanie kolejnej tacy z warzywami czy wędlinami, nie tylko ma zadowolić gości, przede wszystkim ma wypełnić czas. Inaczej przecież to wszystko dałoby się zrobić w pięć minut. Pisanie ręcznie menu, w czasach, gdzie wystarczy je zapisać na komputerze, jest czymś co pokazuje jakąś niesłychaną pustkę.

 

With Love, Meghan. Episode 102 of With Love, Meghan. Cr. Justin Coit/Netflix © 2025

A jednocześnie – to większe popisywanie się zamożnością niż złota biżuteria i drogie ubrania, w których prowadząca gotuje te wszystkie rzeczy w nieskalanie białej kuchni. Na produkty może sobie pozwolić wielu, ale na to by tak bardzo udawać, że coś się robi – tylko nieliczni. Więcej podejrzewam, że nawet Meghan nie może sobie na to pozwolić. Ale sugerując, że tak wygląda jej życie i codzienność nagle ujawnia nam egzystencję, na poziomie, która wyprzedza nasze wyobrażenia o zamożności zamykające się w wizji samochodu pędzącego po ulicach Dubaju. To takie odtwarzanie codzienności, której nigdy nie było, tworzenie pozoru powrotu do korzeni, przy jednoczesnym odcinaniu wszystkich tych zadań od ich pierwotnych funkcji. Zostaje tylko estetyka i to porażające marnowanie czasu przez pozorowanie działań użytecznych. Goście zaproszeni do odcinka, nie zawsze umieją się w tym odnaleźć. Często naruszając tą idealną wizję – jak Mindy Kaling, która oglądając smutne beżowe przyjęcie urodzinowe dla smutnych beżowych dzieci, od razu mówi, że przekaże wskazówki pani, która organizuje przyjęcia dla jej dzieci. Nikt przecież sam nie będzie pakował czterdziestu paczek prezentowych dla każdego dziecka, które się zaprosiło.

 

Najciekawsze jest jednak to, że twórcy programu cały czas pragną nam sprzedawać tą wizję jako dostępną. Jako warto powtórzenia i odtworzenia w domu. Co oczywiście jest niemożliwe, bo nawet jeśli przygotujemy szybki makaron bez sosu, to nie mamy tyle czasu by wypełniać go tymi wszystkimi czynnościami, którymi mamy wypełnić czas. Z resztą powiedzmy sobie szczerze, w osuwającej się w recenzję Ameryce, pytanie jak zorganizować dobre garden party nie spędza snu z powiek większości obywateli, a rozwodzenie się nad tym jak najprostsze składniki mogą stworzyć cudowne dania brzmią jak wypowiedź kogoś, kto zapomniał czym jest robienie zakupów przy ograniczonym budżecie. Zbieranie własnych warzyw, miodu czy jajek od kury – rzeczy, które przez lata były codziennością, w tym grup mało uprzywilejowanych, zostają wpisane w luksusowy tryb życia. Nic tu nie jest wymagające, ale czas by nie iść do supermarketu tylko wybrać miód z pasieki, odróżnia żonę księcia od większości matek dzieciom.

 

With Love, Meghan. Episode 106 of With Love, Meghan. Cr. Jenna Peffley/Netflix © 2025

 

To jest fascynujące, także dlatego, że z konieczności sam show jest ideologicznie pusty. Ponieważ nie może tu paść żadna zdecydowana opinia na żaden ważny temat, wszyscy uczestnicy są zmuszeni do prowadzenia zupełnie pustego small talku, co pewien czas doprawianego hasłami, które są w swojej oczywistości zupełnie pozbawione głębi. Serial wypełniony jest zachwytem, samozadowoleniem i poczuciem celebracji. Ale ponieważ przedmioty tego zachwytu są zaskakująco błahe, samozadowolenie nie przystające do trudności wykonanej czynności a celebracja idiotycznie rozdmuchana, wpadamy w przedziwną pustkę. Przez wszystkie odcinki słuchamy zdań, które przenoszą zaskakująco mało treści. Rozmowy pomiędzy znajomymi wyprane z naturalnych elementów, zaczynają przypominać rozmówki z obecnego języka, ograniczone do podstawowych zwrotów.

 

I tu też możemy dostrzec ten specyficzny wydźwięk całej serii. Z jednej strony – program powstał tylko dlatego, że jesteśmy zafascynowani życiem ludzi, związanych z rodziną królewską. Bez naszego wścibstwa, ciekawości, chęci poznania lepiej życia tych ludzi nikt by nie dał aktorce, która zrezygnowała z kariery programu o… niczym. Meghan ma swój program tylko dlatego, że jest żoną swojego męża. Z drugiej – to jasne odgrodzenie nas od tego co prawdziwe i życiowe. Nie dowiemy się niczego o życiu Meghan, jej słynny małżonek pojawi się głównie poza kadrem, raz nam mignie. O dzieciach dowiemy się, że lubią słodkie jedzenie i makaron. Choć serial bazuje na wścibstwie, nic nie da. Wręcz przeciwnie, niemal będzie udawać, że to nie jest powód, dla którego ten programu w ogóle powstał. Dostajemy więc ciekawą mieszankę wykorzystywania własnej pozycji, przy jednoczesnym wyraźnym podkreślaniu, że właściwie nie powinno nas to interesować. Ot doskonały sposób na to by teoretycznie słodkim głosem (sama analiza tego niezmiennego łagodnego tonu byłaby ciekawa z punktu widzenia prezentowania tej idealnej wyważonej kobiecości klas wyższych) przypomnieć wszystkim jak wygląda hierarchia społeczna.

 

With Love, Meghan. Meghan, Duchess of Sussex in episode 107 of With Love, Meghan. Cr. Jenna Peffley/Netflix © 2025

 

Jeśli ktoś mi napisze „Ależ to nie jest takie głębokie” to powiedziałabym, że właśnie o to chodzi. Nic nie przejawia tak wysokiej pozycji klasowej jak możliwość zrobienia czegoś zupełnie pozbawionego treści, znaczenia i jasno zarysowanego celu. Nic tak nie błyszczy luksusem jak udawanie zapracowania. Dla mnie to seria idealnie pokazująca co się dzieje, kiedy już nic nie ma do osiągnięcia. Plus jest w tym coś ze starej dobrej chłopomanii. Jak już nie masz co robić zawsze możesz zająć się tym co robią klasy niższe, oczywiście bez żadnych kosztów. Fascynujące. I tak, wiem, że pewnie nie zdzierżycie nawet jednego odcinka, ale dla mnie to jest analitycznie jedna z ciekawszych produkcji Netflixa ostatnimi czasy. Absolutnie zbędna i cudownie inspirująca. Choć zapewniam was, że ja kostek lodu z kwiatkami w środku nigdy robić nie będę.