Nie każda przygoda musi być epicka / Wiedźmin: Syreny z głębin

Fani Wiedźmina nie mogą ostatnio narzekać. Dopiero co ukazała się nowa powieść Andrzeja Sapkowskiego, opowiadająca o przeszłości Geralta, w internecie zadebiutował zwiastun kolejnej gry CD Projekt Red, a do rąk polskich czytelników trafił następny album z Dark Horse Comics ze scenariuszem Bartosza Sztybora. Do tego wszystkiego platforma Netflix właśnie udostępniła nowy film animowany o Białym

Feb 14, 2025 - 08:54
 0
Nie każda przygoda musi być epicka  / Wiedźmin: Syreny z głębin
Fani Wiedźmina nie mogą ostatnio narzekać. Dopiero co ukazała się nowa powieść Andrzeja Sapkowskiego, opowiadająca o przeszłości Geralta, w internecie zadebiutował zwiastun kolejnej gry CD Projekt Red, a do rąk polskich czytelników trafił następny album z Dark Horse Comics ze scenariuszem Bartosza Sztybora. Do tego wszystkiego platforma Netflix właśnie udostępniła nowy film animowany o Białym Wilku. "Wiedźmin: Syreny z głębin" to trzeci – po animowanej "Zmorze wilka" oraz serialowym "Rodowodzie krwi" – spin-off serialu z Henrym Cavillem. Akcja filmu została osadzona między piątym a szóstym odcinkiem netliksowej produkcji, czyli po pierwszym spotkaniu z Yennefer, a przed polowaniem na smoka. Geralt zostaje wynajęty do zbadania serii tajemniczych morderstw w nadmorskiej miejscowości. Czy mają one coś wspólnego z faktem, że między dziećmi z królewskich rodów ludzi i wodników kwitnie uczucie, które u wielu wywołuje abominację? Geralt znów mimo własnej woli zostanie wciągnięty w polityczną intrygę, gdzie nie wszystko jest takie, jakim się wydaje na początku. Do tego pozna przyjaciółkę Jaskra z dzieciństwa, z którą połączy go problematyczne dla obojga uczucie. "Syreny z głębin", pod względem fabuły, adaptują i mocno rozwijają opowiadanie Sapkowskiego "Trochę poświęcenia" ze zbioru "Miecz przeznaczenia". Skromny literacki pierwowzór, parafrazujący motywy z "Małej syrenki" Hansa Christiana Andersena, w filmie zostaje rozdmuchany do wielkich rozmiarów. Gdzie Sapkowski opowiadał o miłości i skupiał się na relacjach bohaterów, tam twórcy animacji stawiają na epickie starcia z potworami i tworzą konflikt na znacznie większą skalę. Trudno pozbyć się wrażenia, że ostatecznie niewiele zostaje w filmie z uroku opowiadania – zgadzają się postacie, miejsce akcji, jest kilka elementów stycznych w fabule obu dzieł, ale pod względem skali, atmosfery i wymowy to dwie kompletnie inne opowieści. Twórcza zdrada objawia się w wieloraki sposób. Reżyser Kang Hei Chul (storyboardzista "Zmory wilka") i scenarzyści Rae Benjamin oraz Mike Ostrowski (odpowiedzialni za napisanie kilku odcinków serialu z Cavillem) wikłają Geralta w odwieczny konflikt między królestwami ludzi i wodników. Dorzucają masę scen akcji (finałowa bitwa trwa kilkanaście minut), trochę "niespodziewanych" fabularnych zwrotów, a także szczyptę retrospekcji na temat przeszłości Jaskra. Żadna z tych rzeczy nie pojawiała się u Sapkowskiego. Wisienką na torcie jest sekwencja musicalowa, która w oczywisty sposób nawiązuje do disneyowskiej "Małej syrenki". Pogłębia to wrażenie, jakby twórcy przeczytali tylko streszczenie adaptowanego opowiadania, w którym pojawiają się Geralt i trubadurka Essi Daven, zwana Oczkiem. Przerobili kilka głównych wątków, zauważyli wśród nich nawiązanie do baśni Andersena, a że czytali nieuważnie, to pomylili syrenki i sami odwołali się do disneyowskiej animacji. Polski pisarz doskonale wiedział, że nie każda przygoda jest "epicka" i w opowiadaniu "Trochę poświęcenia" przedstawił intymną historię, w której konflikt opierał się na trudnym wyborze i niewłaściwie ulokowanych uczuciach. Poza jedną sceną akcji było to spokojne opowiadanie – bez ogromnych bitew, setek zarżniętych przeciwników, a także wielkiej politycznej intrygi. Mimo to proza ta była intrygująca i potrafiła wywołać prawdziwe emocje, a kilka ostatnich zdań zmuszało do refleksji i pozostawiało czytelnika ze ściśniętym gardłem. Film z tej intymnej fabuły próbuje zrobić prawdziwy blockbuster. Wprowadza nowe wątki i zawiązuje większą intrygę, żeby wywołać jeszcze większe emocje i trzymać widza na krawędzi fotela. O ile jestem w stanie zrozumieć chęć przedstawienia w filmie zapierających dech w piersi pojedynków, które można ciekawie ograć od strony wizualnej (są one niewątpliwą atrakcją tej animacji), o tyle nie wiem, dlaczego jako podstawę do tego wszystkiego wykorzystano "Trochę poświęcenia". W wersji filmowej sens opowiadania zostaje wypaczony, a elementy zaczerpnięte z prozy Sapkowskiego nie mają właściwie znaczenia. Relacja Geralta i Essi Daven zostaje sprowadzona niemal do jednonocnej przygody, do tego zakończonej przez dziewczynę w wygodny dla Białego Wilka sposób. Trudna miłość między księciem Aglovalem a księżniczką Sh'eenaz zostaje pozbawiona elementu niepewności co do tego, kto z nich będzie gotów na trochę poświęcenia, bo cały wątek niemal ginie w wychodzącej na pierwszy plan pałacowej intrydze. Co gorsza, wszystkie elementy dodane w adaptacji nie mają specjalnej wartości, bo wbrew pozorom niewiele dają widzowi (koronnym przykładem niech będzie retrospekcja dotycząca Jaskra, która w żaden sposób nie pogłębia samej postaci, a jest tylko wytrychem fabularnym służącym scenarzystom do szybszego wprowadzenia nowych postaci). Konflikt między dwoma królestwami został umotywowany w najprostszy sposób (znów chciwość i uprzedzenia), a zwroty akcji naprawdę łatwo przewidzieć (nie zgadniecie, kto zdradził, a kto okazał się bardziej szlachetny, niż na to wyglądał!), przez co całym wątkiem waśni między ludźmi i wodnikami trytonami trudno się przejąć. Polityka zawsze była obecna u Sapkowskiego, ale rozgrywała się gdzieś w tle – najczęściej Geralt nie miał na nią wpływu, ewentualnie był ledwie trybikiem w wielkiej machinie zakulisowych intryg. Netflix na siłę próbuje kolejny raz (podobnie jak w trzech sezonach serialu aktorskiego) zrobić z "Wiedźmina" drugą "Grę o tron". Tym samym znów ponosi porażkę, bo całkowicie nie rozumie, w czym tkwi siła prozy Sapkowskiego. Czy "Wiedźmin: Syreny z głębin" w oderwaniu od literackiego pierwowzoru ma jakąś wartość? Jest to bez wątpienia sprawnie zrealizowana animacja, której nie sposób nic zarzucić pod względem technicznym. Wizualnie i klimatycznie też jest w porządku, choć w rękach animatorów z koreańskiego studia Mir przygody Geralta nabierają rozczarowująco generycznego charakteru, co jest wypadkową estetyki anime oraz ikonografii macierzystej netliksowej serii. Niekiedy chciałoby się, żeby film miał więcej charakteru i trochę ciekawsze projekty postaci (choćby podwodnych istot).  Na obronę "Syren z głębin" powiem tylko, że wspomniane wielokrotnie sceny akcji potrafią zrobić wrażenie – są płynnie animowane i klarownie opowiedziane, czego na szczęście nie niweluje nawet dynamiczny montaż. Jeśli tylko nie zaczniemy kwestionować niezwykłej sprawności Geralta, który filetuje tu setki ryboludzi i rzuca Znakami na lewo i prawo, to film powinien dostarczyć trochę rozrywki jako wartka, choć niespecjalnie oryginalna historia fantasy. W tym wydaniu animowany "Wiedźmin" się sprawdza, a obsada głosowa, łącząca aktorów znanych z gier (Doug Cockle lub w polskiej wersji Jacek Rozenek) i serialu (Anya Chalotra, Joey Batey), wypada naprawdę porządnie. Szkoda tylko, że podczas prac nad adaptacją twórcy zapomnieli, że nie każda przygoda musi być epicka. Czasem mniej znaczy więcej.