AKUMULATOR 1. Fantastyka po czesku to ani nie fantasy, ani science fiction

Tak surrealistycznie podejść do fantastyki potrafi jedyny w swoim rodzaju reżyser – Jan Svěrák. Z rodzącej się dopiero medialnej globalizacji w krajach postkomunistycznych potrafił skonstruować historię socjologicznie aktualną w latach 20. XXI wieku, a więc kilkadziesiąt lat po premierze filmu Akumulator 1. Mało tego, intrygę z wysysaniem energii z ludzi sprawnie złączył z krytyczną refleksją […]

Apr 1, 2025 - 11:22
 0
AKUMULATOR 1. Fantastyka po czesku to ani nie fantasy, ani science fiction

Tak surrealistycznie podejść do fantastyki potrafi jedyny w swoim rodzaju reżyser – Jan Svěrák. Z rodzącej się dopiero medialnej globalizacji w krajach postkomunistycznych potrafił skonstruować historię socjologicznie aktualną w latach 20. XXI wieku, a więc kilkadziesiąt lat po premierze filmu Akumulator 1. Mało tego, intrygę z wysysaniem energii z ludzi sprawnie złączył z krytyczną refleksją nad życiowymi problemami młodych ludzi, którzy próbują ułożyć sobie życie osobiste w świecie sprzeczności, kłamstw, układów, niestałości oraz szarlatanerii. A wszystko to unikalnie nakręcone, zmontowane, niestroniące od efektów specjalnych i odważnych jak na dzisiejsze kino scen nagości. Czesi się nie krygują zarówno pod względem mieszania wątków fantasy z science fiction, jak i prezentowania kulturowego tabu, rozmyślnie łamiąc przy tym święte symbole.

Fabuła Akumulatora 1 oparta jest na bardzo starym w kulturze, literaturze, a potem kinie założeniu, że poza światem zmysłów istnieje ten inny, do którego ludzie nie mają bezpośrednio dostępu, a który potrafi wpływać na rzeczywistość empiryczną równie fizycznie, co siła ziemskiego przyciągania na wszystko, co znajdzie się w granicach ziemskiej atmosfery. Dla Jana Svěráka w Akumulatorze 1 ta alternatywna przestrzeń kryje się we wnętrzu telewizora. Żyją tam alternatywne wersje nas samych, które do swojego istnienia potrzebują energii życiowej wysysanej ze swoich akumulatorów, nosicieli, spędzających całe dnie, miesiące i lata przed odbiornikami TV. Jedynym sposobem, żeby się przed tym medialnym wampiryzmem uchronić, jest wyłączyć telewizor, odseparować się od fikcyjnego świata informacji, wygłaszanych w mediach -bo niezależnie od panującego ustroju, zawsze będzie ona w jakiś sposób zideologizowana, będzie dawać odbiorcy gotową interpretację świata, przez to stopniowo wszyscy utracimy swoją indywidualną tożsamość. Svěrák bardziej lub mniej trafnie założył, że nie ma obiektywnej prawdy w TV. Ona może być odnaleziona tylko poprzez kontakt z otoczeniem bez pośredników, a tym bardziej syntetycznych. Energia jest w nas. Trzeba się jedynie na nią otworzyć. Podejście jak widać bardzo eko, a zarazem surrealistyczne i nieco redukcyjne. Metafora zaprezentowana w Akumulatorze 1 jest jednak dzisiaj bardzo aktualna, nie ze względu na to, że telewizja notorycznie prezentuje odbiorcom kłamstwa – ale dlatego, że generalnie pojawiły się w przestrzeni społecznej byty zastępujące kontakt z drugim, żywym, człowiekiem. Może to początek długofalowych zmian, społeczeństwa naturalnie przekształcającego się wraz z postępem cywilizacyjnym w multiformalny, inteligentny byt socjo-technokratyczny. Żaden z nas tego nie wie – ani przeciwnik TV i spędzania czasu przed ekranami urządzeń telefonicznych, ani zwolennik takich aktywności. Można jednak z nadzieją założyć, że skoro takie zmiany mają miejsce, to są w jakimś sensie naturalne i po okresie wstępnym, pełnym sprzeczności, gatunek ludzi zmieni się i konkretniej zdefiniuje w ramach wszechobecnej technologii wymiany informacji.

Główny bohater filmu Olda (Petr Forman) jest jeszcze na początku tej drogi, kiedy odkrywa, że telewizory powodują u niego tajemniczy odpływ energii. Ktoś ją z niego wyciąga, a przecież Olda chce normalnie żyć, pracować i co najważniejsze – kochać. Problem w tym, że ci po drugiej stronie telewizora również chcą tego samego. Chcą tej samej energii, bez której umrą. Dylemat wydaje się nierozwiązywalny, bo ktoś musi przegrać, a tym samym umrzeć. Pytanie tylko, czy ten przed ekranem, czy może ten gdzieś za nim, bo nie ma wątpliwości, że wszyscy oni są ludźmi. Na tym polega właśnie totalność społeczna, czy też ustrojowa, że ludzie walczą przeciwko ludziom, więc nawet jeśli ta dobra strona w końcu wygra, to zawsze za cenę niekoniecznie winnych ofiar. Jan Svěrák zdaje się snuć taką metaforę za pomocą środków bardzo abstrakcyjnych.

Przygotujcie się więc na specyficzną narrację, którą wpiera aktorsko sam reżyser jako specjalista od „medycyny naturalnej”. Główny bohater często będzie uciekał przed niebieskimi promieniami wypływającymi z ekranów TV, pilota skonfiguruje tak, żeby działał jak pistolet, a w tym innym świecie za szklanym ekranem doświadczycie trochę smutku Szuflandii, gdzie wszystko jak w krzywym zwierciadle, będzie wydawać się naznaczone jakimś nieuleczalnym zepsuciem. Jak zwykle Czesi potrafili nakręcić komedię z elementami szeroko pojętej fantastyki, która nie boi się być smutna, refleksyjna oraz dać się zapamiętać osobliwymi scenami z rozebraną do pończoch królewną Śnieżką i ślimakami zdziwionymi, że ktoś potrafił je wyminąć samochodem, chociaż wydawało się, iż zostanie z nich jedynie śluz na wyboistym asfalcie. Mimo tych osobliwych scen reżyser jednak ani na moment nie utracił kontroli nad metaforą walki dwóch światów – tego naszego, osobistego, w którym sami odkrywamy prawdę, oraz tego zewnętrznego, który daje nam swoją interpretację, a na dodatek zmusza do jej bezkrytycznego przyjęcia. Jak się odnaleźć w tym konflikcie – na pewno warto zaufać sobie, a nie żadnym złotym cielcom.