DOM KLAUNÓW. Naprawdę straszny horror o psychopatach

Dlaczego dzieci i dorośli często boją się klaunów, a motywy z ich udziałem są sztandarową częścią kina grozy? Bo klauni ukrywają się pod maską. Są kimś innym niż w rzeczywistości, udają, dlatego nie można im ufać. Mogą być każdym, nawet najgorszym koszmarem, udając radość i beztroskę. Nie inaczej jest w horrorze Dom klaunów Victora Salvy. […]

Mar 28, 2025 - 17:30
 0
DOM KLAUNÓW. Naprawdę straszny horror o psychopatach

Dlaczego dzieci i dorośli często boją się klaunów, a motywy z ich udziałem są sztandarową częścią kina grozy? Bo klauni ukrywają się pod maską. Są kimś innym niż w rzeczywistości, udają, dlatego nie można im ufać. Mogą być każdym, nawet najgorszym koszmarem, udając radość i beztroskę. Nie inaczej jest w horrorze Dom klaunów Victora Salvy. Po tym filmie z pewnością będziecie się bać klaunów, bo wkręcicie sobie, że to najlepszy sposób, żeby ukryły się pod takimi maskami same ludzkie potwory. A z nimi o wiele trudniej walczyć niż z duchami i wampirami, bo są realne. Trzeba przyznać, że ten nakręcony za 200 000 dolarów horror jest naprawdę straszny, i to nie w ten charakterystyczny sposób, co większość tego typu kina spod znaku klasy B.

Sporo podobnych tytułów kosztowało o wiele więcej niż setki tysięcy dolarów, co jak na film wydaje się kwotą wręcz symboliczną. A jednak się udało, bo przede wszystkim dobrze został napisany scenariusz. Poza tym w fabule nie ma pierwiastka nadprzyrodzonego, chociaż niektórzy bardzo by go zapewne chcieli zobaczyć. Odpadł więc kosztowny problem efektów specjalnych. Obecne w toku akcji morderstwa są pokazane dość umownie czy też oszczędnie. Groza bazuje raczej na świadomości, że bohaterowie są od pewnego momentu ciągle zagrożeni – obserwowani, osaczani, tak jak to klauni potrafią zrobić – ale kulminacja, czyli atak, wciąż nie następuje. I to bardzo widzów ma uwierać. Mają się nie spodziewać, z której strony nastąpi cios, więc kulminacja ekspozycji, po której może nastąpić już tylko finał i ostateczne wyciszenie. Spokojnie jednak – krew ma swoje odpowiednie miejsce w fabule. Od momentu gdy w domu trójki braci gaśnie światło, co wydarza się mniej więcej w 50 minucie produkcji, sytuacja się diametralnie zmienia. Pamiętajcie jednak, że film trwa 81 minut, więc suspens jest naprawdę mocno rozciągnięty, co jednak wcale nie nudzi. Tym się więc powinien charakteryzować dobry horror.

Historia jest zbudowana wokół trójki psychopatów, którzy uciekli ze szpitala psychiatrycznego, oraz trójki nastolatków, którzy stają się ich potencjalnymi i długofalowymi ofiarami. Mordercy przebierają się za klaunów z miejscowego cyrku, których wpierw mordują, i osaczają chłopców w ich domu. To tutaj, w wąskim świecie przedstawionym, rozgrywa się cała historia. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na „szefa” psychopatów, którego gra Michael Jerome West oraz młodego Sama Rockwella, odgrywającego najstarszego z braci. Są takie momenty w filmie, kiedy wartość moralna ich postępowania się niebezpiecznie do siebie zbliża, co pokazuje, jak nieraz łatwo jest przekroczyć tę granicę między zwykłym naśmiewaniem się z kogoś a podłością, sadyzmem oraz nawet autentycznym szaleństwem. Niesłychaną wartością Domu klaunów jest zręczna gra pozorów, uprawiana z bohaterami, a poprzez to z widzem. I chociaż trudno uwierzyć, że trójka nastolatków mogłaby się obronić przed trzema zdeterminowanymi psychopatami, to jednak walka braci pokazana jest dość realnie, jeśli chodzi o wykorzystanie środków do walki. Wazon, belka ze strychu, patelnia, kant ściany, schody – może każdy z nas by w ten sposób walczył. Nie ma tu wymyślnych sposobów. Są za to podchody i zasadzki. Nie ma również niespotykanych zdjęć ani zabiegów montażowych. Cała groza uzyskiwana jest wysiłkiem naprawdę starających się na planie aktorów, a to rzadkość w dzisiejszym, wspomaganym CGI w sposób nieraz totalny, świecie filmu. Dom klaunów nie jest slasherem – nikt z głównych bohaterów nie ginie. Jest filmem grozy, który ma coś w rodzaju happy endu, ale jest jeszcze jedna warstwa znaczeniowa tej produkcji, której warto być świadomym.

Niejako jej podsumowaniem są słowa napisane żółtymi literami na samym końcu produkcji, lecz nim tam widz dotrze, może coś wcześniej zrozumie. Zanim jeszcze jeden z głównych bohaterów (Casey) spotkał w swoim życiu klaunów-morderców, bał się ich najbardziej na świcie – tak, że moczył się w nocy. Oczywiście z tym moczeniem to duży skrót myślowy i pewnie zawodowi psycholodzy mogliby być przerażeni taką interpretacją, lecz chodzi o bardzo ogólny wizerunek lęku. Użytkowy na potrzeby codziennego doświadczenia, a nie prowadzonej terapii psychodynamicznej. Klaun jest taką lęku personifikacją, na której widok sikamy po nogach, bo czujemy się bezbronni. Klauni więc to alegorie lęków w naszym życiu, tych uogólnionych i bardzo konkretnych, z którymi sobie nie poradzimy, uciekając do drugiego pokoju. Możemy unikać chodzenia do cyrków, bo tam są przebierańcy z czerwonymi nosami, ale wtedy nigdy się od nich nie uwolnimy. Lęki zawsze nas znajdą i doprowadzą albo do płaczu, albo do innego rodzaju kompromitacji przed innymi oraz – co najważniejsze – przed sobą. Jedyną możliwością pokonania lęku jest skonfrontowanie się z nim. Wbicie mu tej siekiery w plecy, jak zrobił to Geoffrey, żeby obronić brata. Może nie spowoduje to, że zapomnimy o lękach, ale przynajmniej okrzepniemy na tyle, żeby nie sikać w majtki, kiedy wpadną na pomysł, by nas nastraszyć. Dom klaunów w tej perspektywie jest mocnym i plastycznym dramatem o radzeniu sobie z ogólnie pojętą, irracjonalną trwogą.