Młoda Śnieżka kontra stary świat / Śnieżka

Scena z kina: w trakcie seansu z sali wyszło trzech ojców, mamy zostały wraz z dziećmi, a te bawiły się jak nigdy w życiu. Większość żartów i komizmu sytuacyjnego okazała się trafiona, a kiedy pojawiły się napisy końcowe, jedna z dziewczynek wybiegła przed sam ekran, zaczęła tańczyć i krzyczeć, że chciałaby być niczym Śnieżka. Kiedy opuszczałem kino w tym samym czasie, co wspomniane rodziny z

Mar 29, 2025 - 07:40
 0
Młoda Śnieżka kontra stary świat  / Śnieżka
Scena z kina: w trakcie seansu z sali wyszło trzech ojców, mamy zostały wraz z dziećmi, a te bawiły się jak nigdy w życiu. Większość żartów i komizmu sytuacyjnego okazała się trafiona, a kiedy pojawiły się napisy końcowe, jedna z dziewczynek wybiegła przed sam ekran, zaczęła tańczyć i krzyczeć, że chciałaby być niczym Śnieżka. Kiedy opuszczałem kino w tym samym czasie, co wspomniane rodziny z dziećmi, na twarzach najmłodszych widziałem wyłącznie radość. Czy euforia tych wszystkich dzieciaków, które obejrzą najnowszą "Śnieżkę", w ogóle będzie zauważona? Jasne, że nie. Żadne z nich nie wystawi przecież oceny w aplikacji filmowej i nie napisze komentarza na forum. Zrobią to natomiast wszyscy ci, którzy musicalu Marca Webba wręcz nienawidzą za zmiany wprowadzone względem oryginału.  A te są "ogromne": główna aktorka – Rachel Zegler – ma kolumbijskie pochodzenie (swoją drogą podobno i polskie), a co za tym idzie, inny kolor skóry niż animowana Śnieżka. I już na starcie jest za to dyskredytowana. A przecież to utalentowana i charyzmatyczna dziewczyna, mająca przed sobą świetną karierę. Cała ta sprawa brzmi kuriozalnie: starsze pokolenia, wychowane na bajce z 1937 roku, kierują się personalną vendettą przeciwko bajce dla dzieci. Jak to mówią: Bareja by tego nie wymyślił.  Tymczasem fabuła nowej "Śnieżki" okazuje się praktycznie ta sama – największą zmianą jest nowe pochodzenie imienia bohaterki. Nie odnosi się już ono do jej bladej cery, ale do faktu, że księżniczka urodziła się w lesie podczas śnieżycy. Dzięki temu fabuła może wciąż korespondować z samą Zegler i stać się jeszcze bardziej uniwersalna. I dobrze – niech dzieci o innym pochodzeniu też mają swoją księżniczkę. Jeśli nawet kilka dziewczynek w Zeglerowskiej "Śnieżce" będzie mogło dostrzec wersję siebie, którą chciałyby być w przyszłości, jest to sukces, jakiego filmowi nikt nie odbierze. Bo w całym tym dyskursie nikt nie pyta o zdanie dzieci – w dzisiejszym świecie liczy się to, co świadomi konsumenci napiszą w sieci, najczęściej oburzeni na bajkę i casting (!). I to właśnie dzieciakom największą krzywdę robi internetowa nagonka wokół "Śnieżki". Przez niepotrzebne dyskusje oraz skupianie się na tym, co faktycznie nieistotne, wielu rodziców – zniechęconych tragicznymi opiniami w sieci – po prostu nie zabierze swoich dzieci na ten seans.  "Śnieżka" to przecież przystępny musical, który najmłodszym ma szansę się w pełni spodobać. Przekazuje te same wartości, co większość dotychczasowych bajek, a do tego poszerza świat przedstawiony w oryginalnej animacji. Zamiast księcia otrzymujemy rzezimieszka Jonathana (Andrew Burnap), który nie jest już wyidealizowanym arystokratą z bajki – na uczucie swojej przyszłej ukochanej będzie musiał sobie zapracować. Dzięki temu relacja Śnieżki z jej wybrankiem bazuje na wspólnie przeżytych emocjach, a nie na deus ex machinie, losowym pocałunku i miłości od tzw. pierwszego wejrzenia. Spektakl broni się też nową, oryginalną muzyką napisaną na potrzeby reinterpretacji. Za nowe utwory odpowiada duet Pasek and Paul, który odpowiedzialny był również za "Króla rozrywki" (obrany przez nich styl jest tutaj gatunkowo podobny), a także maczał swe palce przy kultowym "La La Land". Moc disneyowskiej piosenki czuć choćby w końcowej kompozycji "Snow White Returns" (chórki, chórki i jeszcze raz chórki!), podnoszącej na duchu niczym najlepsze piosenki z bajek z końcówki lat 90. Poziomem nie odbiega też emocjonalne "Waiting on a Wish", w pełni ukazujące wokalny potencjał Zegler, a zarazem działa niczym klasyczny "motyw przewodni" dla księżniczki Disneya. Nie jest to jeszcze poziom tego, co oferują Ariana Grande i Cynthia Erivo w "Wicked" (gdzie obie panie wspięły się na wokalny Olimp), ale 24-letnia aktorka ma jeszcze wiele przed sobą.  Rzecz jasna znajdziemy tu sporo potknięć burzących naszą bajkową immersję. Kolorowe sukienki Śnieżki oraz ubrania zaprzyjaźnionych łotrów z grupy Jonathana na każdym kroku przypominają inscenizację rodem ze szkolnego teatrzyku. Twarzom krasnoludków natomiast bliżej do Plastusia niż tego, do czego zdążyła nas przyzwyczaić klasyczna disneyowska kreska. Mają swój urok, to prawda, ale tego typu sztuczność czasami razi w filmie o tak wysokim budżecie (prawie 300 milionów dolarów). Nie zapominajmy jednak, że dzieciaki uwielbiają siłę bezpretensjonalności i proste rozwiązania – ta pastelowa grafika powinna im się spodobać. Nawet przerysowana Gal Gadot w roli Złej Królowej sprawdza się, mimo tego że prezentuje ten sam wąski wachlarz emocji co zwykle – w końcu kto za młodu nie lubił nad wyraz przerysowanych antagonistów?  Najmłodsi prędzej skupią się na dobrej zabawie niż przyrównywaniu każdego drobnego detalu do oryginału. Paradoksalnie, to hobby ich starszych kolegów, po pracy stukających w klawiaturę i zestawiających obie wersje filmów, jakby jutra nie było. W Internecie znajdziemy masę artykułów o tym, jakie zmiany wprowadza nowa wersja klasycznej bajki. O muzyce zaś zazwyczaj cisza. Największy zarzut, jaki tak naprawdę moglibyśmy mieć do twórców, to fakt, że zamiast wpaść na pomysł kompletnie oryginalny, postanowili pobawić się historią Śnieżki. Zamiast tego mogliśmy otrzymać coś świeżego z Zegler w roli głównej, co przynajmniej wyznaczałoby nową ścieżkę rozwoju w disneyowskiej estetyce, która ostatnio bazuje na ponawianiu sprawdzonych historii. Z molochem Myszki Miki nie wygrasz, więc na ten moment warto skupić się na pozytywach filmu przeznaczonego w końcu dla młodszych widzów.  A sama bajka, jak to bajka – opowiada o sile przyjaźni, zaufaniu i o dobru, które może przezwyciężyć dosłownie każdą przeszkodę. I tak, nie wszystkie klocki są tu na swoim miejscu, ale to oczywiste, że w ostatecznym rozliczeniu młodsi widzowie nie wyłapią masy niuansów. Jeśli dzieciaki będą się dobrze bawić, to po co rozdrapywać rany i kierować się animozjami? We współczesnym kinie znajdziemy ciekawsze tematy do rozmów niż zwyczajną bajkę dla najmłodszych.