INDIANA JONES I ŚWIĄTYNIA ZAGŁADY. Wciąż doskonałe kino przygodowe

Po ogromnym sukcesie „Poszukiwaczy zaginionej Arki”, kwestia powstania kolejnej części przygód Indy’ego nie budziła żadnych wątpliwości, tym bardziej, że pierwotna umowa mówiła o nakręceniu pięciu filmów. George Lucas, który odpowiadał za stworzenie ogólnych ram scenariusza, nie chciał ponownie stawiać na drodze Indiany nazistów, więc zdecydował, że akcja drugiej odsłony przygód archeologa w kapeluszu będzie toczyć […]

Apr 14, 2025 - 10:36
 0
INDIANA JONES I ŚWIĄTYNIA ZAGŁADY. Wciąż doskonałe kino przygodowe

Po ogromnym sukcesie „Poszukiwaczy zaginionej Arki”, kwestia powstania kolejnej części przygód Indy’ego nie budziła żadnych wątpliwości, tym bardziej, że pierwotna umowa mówiła o nakręceniu pięciu filmów. George Lucas, który odpowiadał za stworzenie ogólnych ram scenariusza, nie chciał ponownie stawiać na drodze Indiany nazistów, więc zdecydował, że akcja drugiej odsłony przygód archeologa w kapeluszu będzie toczyć się rok przed wydarzeniami z oryginału.

Zgodnie z ideą przyświecającą twórcom, by wrzucić widza w sam środek akcji, „Indianę Jonesa i świątynię zagłady” otwiera kilkunastominutowy prolog, rozgrywający się w Szanghaju, w zasadzie niezwiązany z głównym wątkiem. Stanowi on finał innej przygody, nieukazanej na ekranie, czyli sięgnięto tu po chwyt z powodzeniem stosowany w filmach o Jamesie Bondzie. Bohaterowie trafiają następnie do Indii, gdzie ma miejsce większość akcji. Fabuła „Świątyni zagłady” toczy się w hinduskim pałacu Pankot i jego okolicach. Pod tym względem, druga część jest więc niemalże kameralna w porównaniu z globtroterskimi „Poszukiwaczami zaginionej Arki”, w których Indy zwiedził kawał świata.

indiana jones

Spielberg i Lucas postanowili skręcić w nieco bardziej mroczne rejony, a także pokazać na ekranie znacznie większą dawkę brutalności niż poprzednim razem (pierwotny tytuł brzmiał nawet „Indiana Jones and the Temple of Death”). Stało się tak, ponieważ obaj przechodzili trudny okres w swoich związkach, co niejako odbiło się na zawartości scenariusza. Nie oznacza to oczywiście, że nagle zmienił się gatunek – wciąż mamy do czynienia z klasycznym filmem przygodowym, będącym hołdem dla seriali z lat trzydziestych i czterdziestych. „Indiana Jones i świątynia zagłady” miał również bezpośredni wpływ na całą branżę, ponieważ wraz z „Gremlinami” Joe Dantego (których Spielberg był producentem) stanowił bezpośrednią przyczynę powstania nowej kategorii wiekowej – PG-13. Do dziś najpopularniejsze produkcje dostają ten właśnie certyfikat.

Indy’emu partnerują nastoletni sierota Short Round (niedawny laureat Oscara Ke Huy Quan) oraz wciągnięta w całą aferę przypadkowo artystka (dzisiaj powiedzielibyśmy celebrytka), Willie Scott (Kate Capshaw, od 1991 roku pani Spielberg). Dla otwierającej film sceny, aktorka nauczyła się słów piosenki „Anything Goes” w dialekcie kantońskim. Z oczywistych względów w prequelu nie powróciła postać Marion Ravenwood, co zgadzało się z zamiarem Lucasa, by uczynić z Jonesa kobieciarza, który będzie miał w każdej części inną dziewczynę. Dodatkowo, postać Willie napisano jako biegunowo odległą od zadziornej, pełnej charakteru Marion, tworząc rozwrzeszczaną, zmanierowaną gwiazdę, której naturalnym środowiskiem są eleganckie kluby nocne, a nie pełna dzikich zwierząt dżungla. Przeciwnikami z kolei, uczyniono członków sekty czczącej boginię Kali, z demonicznym kapłanem, Mola Ramem (Amrish Puri, ówcześnie jedna z największych hinduskich gwiazd), na czele.

indiana jones

„Świątynia zagłady” zawiera mnóstwo świetnych sekwencji (bijatyka w klubie „Obi Wan”, spacer po podziemnym korytarzu, pościg kopalnianymi wagonikami, czy finałowe starcie na wiszącym moście), ale znalazło się w niej również kilka kontrowersyjnych scen, czy to przez naciągany realizm (skok z samolotu na pontonie), czy też ze względu na stereotypowe przedstawienie indyjskiej kultury (zabawna scena kolacji w pałacu Pankot). Ponadto, w środkowej części występują problemy z utrzymaniem tempa, wynagrodzone wprawdzie fantastycznymi i dynamicznymi ostatnimi czterdziestoma minutami, ale na tym polu zdecydowanie lepiej wypadają pozostałe odsłony cyklu.

Druga część odniosła ogromny sukces, choć po latach ocenia się ją zdecydowanie chłodniej niż „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Wciąż jest jednak doskonałym kinem przygodowym, pełnym bijatyk, pościgów, pomysłowych scen i sympatycznych bohaterów. No i to właśnie przy niej wymyślono rewelacyjny i oddający ducha serii tagline (hasło promujące film na plakacie): „Jeśli przygoda ma imię, brzmi ono Indiana Jones”.