"Ransom Canyon", czyli "Virgin River" w kowbojskim świecie "Yellowstone" – recenzja serialu Netfliksa

Netflix od dawna szukał swojego „Yellowstone” – czyżby w końcu... The post "Ransom Canyon", czyli "Virgin River" w kowbojskim świecie "Yellowstone" – recenzja serialu Netfliksa appeared first on Serialowa.

Apr 18, 2025 - 21:38
 0
"Ransom Canyon", czyli "Virgin River" w kowbojskim świecie "Yellowstone" – recenzja serialu Netfliksa

Netflix od dawna szukał swojego „Yellowstone” – czyżby w końcu się udało? „Ransom Canyon” ma wszystko, co trzeba, żeby odnieść sukces i tylko jedną malutką wadę: to nie jest dobry serial. Ale co z tego, i tak was wciągnie i nie puści.

Poszukiwania netfliksowej podróbki „Yellowstone” oficjalnie zakończone sukcesem? Nie zdziwiłabym się, gdy właśnie tak było. Po obejrzeniu w jeden dzień – z musu, ale jednak – dziesięciu odcinków „Ransom Canyon„, romantycznego współczesnego westernu streamingowego giganta, mogę powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze: nie jest to życiowy wybór, z którego czuję się najbardziej dumna. Po drugie: i co z tego? Wszystkie znaki na niebie, ziemi i kilku moich ekranach wskazują, że Netflix ma hit.

Ransom Canyon – o czym jest serialowy western Netfliksa?

Wszystko zaczyna się od końskiej sylwetki na tle gór i kowboja wpatrującego się w przestrzeń melancholijnym wzrokiem. Chwilę potem okazuje się, że facet w kapeluszu to Josh Duhamel („Wystrzałowe wesele”), a za dwie kolejne chwile oglądamy go, jak wymienia długie spojrzenia z Minką Kelly („Friday Night Lights”). I to właściwie wystarczy, żeby zechcieć więcej i przestać zwracać uwagę na wszystko, co będzie potencjalnie problematyczne. Jak na przykład fakt, że przed wami około dziewięć godzin historii, w której wszystko jest schematyczne i wszystko gdzieś już widzieliście.

Ransom Canyon recenzja opinie czy warto oglądać serial netflix
„Ransom Canyon” (Fot. Netflix)

Fabuła produkcji, opartej na powieści Jodi Thomas i stworzonej przez showrunnerkę April Blair („Doktor Hart”, „Ty”, „Wednesday”), rozgrywa się w „w cieniu karmazynowych gór regionu Texas Hill Country”, opowiadając historię tamtejszych ranczerów. Staten, w którego wciela się Duhamel, to tutejszy John Dutton, niezłomny, ciężko doświadczony przez życie kowboj, któremu przyjdzie bronić swojej ziemi. Kelly gra postać Quinn, istnej teksańskiej Meghan Markle, która porzuciła karierę pianistki w Nowym Jorku, by w idealnie odprasowanych ogrodniczkach własnymi rękoma zbierać lawendę z pola, robić zapachowe mydła i wozić je w uroczych koszyczkach sprzedawać w mieście.

Choć serial próbuje nas zmylić, od ich pierwszego spojrzenia wiadomo, że to będzie historia romansu tej dwójki, a cała reszta stanowić będzie jedynie dodatek. Niemniej jednak wątków pobocznych jest zatrzęsienie, a wiele z nich wygląda na żywcem wyjęte z pierwszej z brzegu opery mydlanej. Mamy Davisa (Eoin Macken, „La Brea”), trzecie ramię trójkąta miłosnego z Quinn i Statenem, a także kogoś na kształt lokalnego czarnego charakteru, czyniącego zakusy na cudzą ziemię. Mamy Capa (James Brolin, „Scenki z życia”), starszego ranczera jeszcze bardziej niezłomnego niż Staten.

Mamy Yancy’ego (Jack Schumacher, „Top Gun: Maverick”), czarującego bruneta, który przyjeżdża do miasteczka, a wszystko w nim krzyczy, że skrywa tajemnicę. Mamy Lauren (Lizzy Greene, „A Million Little Things”), ambitną cheeleaderkę, też tkwiącą w trójkącie miłosnym, i jeszcze z dziesięć postaci pobocznych, każda z dwiema cechami na krzyż. „Ransom Canyon” pęka w szwach od wątków, ale spokojnie, nawet jeśli będziecie oglądać serial jednym okiem, pogubienie się raczej wam nie grozi.

Ransom Canyon to miks Yellowstone i Virgin River

Dziesięć odcinków „Ransom Canyon” jest jak „the best of” (i jednocześnie „the worst of”) kowbojsko-sentymentalnego nurtu popkultury romantyzującego amerykańskie Południe i Środkowy Zachód. Znajdziecie tu sporo scen i pomysłów rodem z „Yellowstone”, wyraźne echa „Virgin River”, obraz południowych stanów jak ze „Słodkich Magnolii” albo „Doktor Hart”, młodzieżowe problemy prosto z „Friday Night Lights”, a i „Strażnika Teksasu” gdzieś na poboczu nie zabraknie. A wszystko to w oprawie jak z redneckowskiego glampingu, z przeglądem hiciorów country, tańcem liniowym, gustownymi drewnianymi wnętrzami i barami w „typowo amerykańskim” klimacie.

Ransom Canyon recenzja opinie czy warto oglądać serial netflix
„Ransom Canyon” (Fot. Netflix)

Wypakowane zwrotami akcji i scenami miłosnymi, w których nikt nie rozbiera się do końca, romantyczne historie rozgrywają się na klepiskach, pastwiskach i w środku tornada, wszyscy ciągle albo knują, albo próbują się obronić przed cudzym knuciem, tajemnice są ujawniane i szybko zapominane – i tylko należy się cieszyć, że całość ma dziesięć, a nie dwieście odcinków. Choć mogłaby. Słuchając topornych dialogów wypowiadanych ciągle w tej samej intonacji, widz nigdy nie ma pewności, czy aby na pewno nie ogląda komedii, co pewnie też na swój sposób podsyca ciekawość.

Trudno powiedzieć, czy „Ransom Canyon” to serial gorzej napisany, wyreżyserowany czy zagrany. Wydaje się, że ekipa urządziła sobie jakiś rodzaj wyścigu, kto bardziej schrzani swoją robotę, a zwycięzcami ostatecznie zostali wszyscy. Większość aktorów gra albo w kompletnie drewniany sposób, albo przybiera manierę jak z telenoweli meksykańskiej, a główna para ma tak mało chemii, że do końca kibicuje się, aby Quinn jednak skończyła nie ze Statenem, a z Davisem. Przynajmniej ma facet w sobie jakąś nutkę niejednoznaczności i coś na kształt charyzmy. O ekranowym magnetyzmie Jacka i Mel z „Virgin River” można tu tylko pomarzyć, a czy bardziej winni są Kelly z Duhamelem czy scenarzystka z reżyserami, to już pozostawiam waszej ocenie.

Ransom Canyon – czy warto oglądać serial Netfliksa?

Najzabawniejszy wniosek zostawiłam na koniec. „Ransom Canyon”, przy wszystkich swoich wadach, a te są bardzo, bardzo, bardzo liczne, ma w sobie coś zaskakująco wciągającego. Zdając sobie sprawę z jakości produkcji, i tak, w jakimś eskapistycznym szale, który trudno objąć rozumem, odpala się odcinek za odcinkiem, aż mija dziewięć godzin i zostaje się samemu z pytaniem: Netfliksie, gdzie 2. sezon? No gdzie!?

Ransom Canyon recenzja opinie czy warto oglądać serial netflix
„Ransom Canyon” (Fot. Netflix)

Wypada więc tylko skonstatować: jaka platforma, takie „Yellowstone”, po czym pozwolić sobie na małe guilty pleasure, zanurzając się w ten kiczowaty świat pełen twardych ranczerów, tajemniczych przyjezdnych, ostrych jak żyleta byłych żon, farmerek w zwiewnych długich sukienkach i ciężkich buciorach, superambitnych cheerleaderek oraz koni w galopie, nieba nad nami i krów wędrujących majestatycznie przez świat, jakby dopadł je ostry kryzys egzystencjalny na widok tego, co wyprawiają tu ludzie.

Serial Netfliksa na szczęście nie traktuje siebie śmiertelnie poważnie, więc i wy tego nie czyńcie. Bawcie się dobrze, podziwiajcie widoki, a przy okazji umyjcie wreszcie okna. Nie macie już wymówki – „Ransom Canyon” zdecydowanie wam w tym nie przeszkodzi.

Ransom Canyon jest dostępny na platformie Netflix

The post "Ransom Canyon", czyli "Virgin River" w kowbojskim świecie "Yellowstone" – recenzja serialu Netfliksa appeared first on Serialowa.