ALIEN PLANET. Science fiction że szczęka opada
Na samym wstępie ostrzegam, że opisywany poniżej film nie jest kolejną wariacją na temat krwiożerczych obcych atakujących biednych Ziemian, ani w ogóle żadnym horrorem / thrillerem ociekającym krwią i flakami, chociaż samych „obcych” jak najbardziej można w tym obrazie uświadczyć. Alien Planet to oparty na książce pt. „Expedition”, niezwykły eksperyment, którego nie można za bardzo […]

Na samym wstępie ostrzegam, że opisywany poniżej film nie jest kolejną wariacją na temat krwiożerczych obcych atakujących biednych Ziemian, ani w ogóle żadnym horrorem / thrillerem ociekającym krwią i flakami, chociaż samych „obcych” jak najbardziej można w tym obrazie uświadczyć. Alien Planet to oparty na książce pt. „Expedition”, niezwykły eksperyment, którego nie można za bardzo wcisnąć w ramy żadnego gatunku filmowego. To bardzo ciekawe połączenie symulacji komputerowej nieznanej planety z komentarzem naukowców światowej sławy. Kim jesteśmy? Czy jesteśmy sami we Wszechświecie? Jak wygląda życie na planetach poza Układem Słonecznym? Czy znajdują się tam jakieś formy inteligentnego życia? Czy kiedykolwiek będziemy zdolni skolonizować inne ciała niebieskie poza naszą planetą? Te jak i inne pytania padają z ust ekspertów komentujących całość eksperymentu i robiących za jednego, zbiorowego narratora do wydarzeń prezentowanych na ekranie.
Całość to przeplatanie się symulacji z komentarzem naukowców. Głównym narratorem akcji dziejącej się na Darwinie IV jest znany aktor John C. McGinley, który opisuje po kolei to, co widzimy na ekranie. Dokładniejszy opis i wyciąganie wniosków to już działka ekspertów, twórcy postanowili jednak nie ograniczać się jedynie do komentarza naukowców i mamy także George’a Lucasa! Generalnie całość wychodzi z jednego, dosyć prostego założenia – co by było gdyby wysłać bezzałogowy statek sterowany komputerowo do innej galaktyki? Brzmi bezsensownie? Bynajmniej. Alien Planet to jedynie symulacja komputerowa stworzona na podstawie tego, co w chwili jej powstawania wiadomo było o Wszechświecie. Jako ciekawostkę można podać, że ta symulacja stworzona została we współpracy z NASA. Jednakże żyjemy w czasach, w których technika i jej pochodne gnają do przodu na złamanie karku i nie wiadomo z czym będziemy się musieli zmierzyć za, powiedzmy, jedną dekadę. Już teraz tak duży postęp w technice i coraz to nowych wynalazkach wywołuje setki dyskusji, coraz częściej także dotyczących problemów natury moralnej. Tak więc nie jest rzeczą aż tak pewną, że jeszcze za naszego życia nie doświadczymy wysyłania misji do innych galaktyk. Wracając zaś do samego obrazu – Alien Planet to bardzo sprytna próba odpowiedzi na pytanie, co znajdziemy kiedyś na innych planetach, choćby nawet i Układu Słonecznego, i czy nam się to spodoba, czy nie.
Fabuła, jeśli można o takowej mówić, opiera się na wysłaniu całkowicie skomputeryzowanego statku kosmicznego Von Braun do innej galaktyki, a dokładniej rzecz ujmując – na planetę Darwin IV, która – jak sama nazwa wskazuje – jest czwartą planetą w systemie Darwin. Miejsce przeznaczenia znajduje się 6,5 roku świetlnego od Ziemi, ma dwa słońca i 60% poziomu grawitacji ziemskiej. Dotarcie tam zajmie Von Braun 42 lata ziemskie – nikt z ludzi odpowiedzialnych za ekspedycję nie będzie już wówczas żył, ale ich dzieci może będą mogły zapoczątkować nową erę w dziejach ludzkości. Twórcy wyszli z założenia, że żeby być jak najbardziej wiarygodnym, trzeba jak najlepiej odzwierciedlić rzeczywistość. Do produkcji zaangażowany został zespół naukowców, którzy dopilnowali, by całość opierała się na podstawowych prawach fizyki, chemii, biologii itd., które znamy, oraz żeby została zaakceptowana przez ekspertów jako eksperyment naukowy, a nie pseudonaukowa, pusta wydmuszka. Brzmi to dość dziwacznie, ale wygląda dosyć prosto w praktyce – Von Braun nie ma połączenia z Ziemią poprzez żadne środki, transfer jakiejkolwiek wiadomości zajmie kilka lat, i chociaż wszelkie informacje i wyniki badań są przesyłane na Ziemię, to Statek Matka musi się zdać na swoją sztuczną inteligencję w rozwiązywaniu problemów i podejmowaniu decyzji.
Oczywiście my – widzowie, dostajemy komentarz ekspertów, którzy zostali zaproszeni do skomentowania tworów zaproponowanych przez autorów symulacji, a więc na bieżąco możemy dokładnie śledzić to, co widzimy na ekranie. Kontynuując, trzy sondy – Balboa, Da Vinci (a. k. a. Leo) i Newton (a. k. a. Ike), zostają wysłane na planetę Darwin IV, aby ją dokładnie zbadać. Niestety Balboa ulega wypadkowi i staje się bezużyteczna. Z pozostałych dwóch Da Vinci ma zbadać topografię, roślinność i podstawowe formy życia na planecie, a Newton bardziej zaawansowane formy, w tym wszelkie drapieżniki. Obie mają inne oprogramowania i moduły pozwalające na filtrowanie zbieranych informacji, oraz ewentualne scenariusze alternatywnego zachowania w nieprzewidzianych okolicznościach. Wszystkie informacje są przesyłane na Statek Matkę i później, po przefiltrowaniu, na Ziemię.
Świat Darwin IV został przepięknie zaprojektowany. Mamy wspaniałe krajobrazy, które miejscami przypominają naszą Ziemię, jeszcze nie zniszczoną przez człowieka. Mamy niesamowitą różnorodność tak stworzeń, jak i różnego rodzaju „bytów” pokazywanych na ekranie. Są tu rośliny o przedziwnych właściwościach, są ciekawe stworki żyjące sobie spokojnie, ale są także i agresywne drapieżniki o dziwnych kształtach i morderczych skłonnościach. Co ciekawsze, twórcy posunęli się dalej – miast wymyślać coraz to dziwniejsze „obce formy życia”, postanowili odtworzyć to, co mogłoby wyrosnąć z prehistorycznych form, które znamy (a przynajmniej archeolodzy znają) z badań i wszelkich odkryć na Ziemi, w innej niż ziemska rzeczywistości. Mówiąc prościej – jak wyglądałyby takie (przykładowo) dinozaury po innej drodze ewolucji, bez żadnych komet, rozwinięte poprzez inne czynniki. Powiem tylko, że jest na co popatrzeć. Różnorodność tak rozmiarów, jak i kształtów i cech charakterystycznych wszelkich stworków jest doprawdy zadziwiająca i robi wrażenie. Nadmienię tylko, że z oczywistych względów mamy pokazaną zaledwie jakąś maleńką cząstkę przykładowego życia organizmów na Darwinie IV i sama ta prezentacja jest wystarczająca, by się zastanowić nad tym, co mamy na własnym podwórku.To właśnie można uznać za przesłanie, jeśli już jakieś jest w Alien Planet – Ziemia też kiedyś wyglądała podobnie, a robiąc to, co robimy np. z jednym z naszych najcenniejszych darów – wodą – niszczymy planetę, na której egzystujemy od milionów lat, lekkomyślność i pogoń za „rozwojem” mogą się źle skończyć – a wystarczy przyjrzeć się temu, co jeszcze nam zostało, bo jest w tym nadal piękno.
Wszystkie wyjaśnienia i komentarze ekspertów, pomimo tego, że to naukowe gdybanie, są jak najbardziej wiarygodne, bo to nie fikcja, tylko fikcja naukowa, poparta wiedzą najtęższych umysłów świata naukowego, umysłów takich jak dr Stephen W. Hawking – jeden z najsłynniejszych badaczy naszych czasów, który pomimo uwięzienia na wózku inwalidzkim ciągle pracuje nad zgłębianiem tajemnic Wszechświata. Przyznaję, że jak się mało interesuję naukowymi dywagacjami, to w Alien Planet praktycznie wszystkie komentarze ekspertów przykuły moją uwagę dzięki swojej fascynującej treści i przystępności. Film poprzez swoją formę, treść i naukowy komentarz może się wydawać całkowicie niestrawny dla normalnego widza, nie zainteresowanego tak złożonymi i skomplikowanymi problemami naukowymi. Wrażenie to jest jak najbardziej mylne, ponieważ Alien Planet jest zrobione w taki sposób, że ta cała złożoność jest ukazana w sposób niesłychanie prosty – innymi słowy, zostają nam przedstawione wyniki badań i wieloletnich przemyśleń, a nie sam proces dochodzenia do nich.
Poza tym Alien Planet doskonale wpisuje się w kanon kina fantastyczno-naukowego przeznaczonego dla wszystkich. Przemawia za tym m.in. fakt podglądu treści poprzez pryzmat tak naukowo-matematyczny, jak i humanistyczny, co powinno wystarczyć nawet najbardziej wymagającym widzom. Naukowcy przedstawiają trochę szczegółów technicznych, ale nie zanudzają niepotrzebnymi liczbami, ograniczając się do wymaganego i, co tu dużo mówić, ciekawego minimum. Zamiast bawić się w naukowe dywagacje, starają się przedstawić problem z różnych stron, tak historycznych / archeologicznych, jak i moralnych. Padają pytania o naszą egzystencję, świadomość posiadanego dziedzictwa, rolę we Wszechświecie, jak również czy są (a jeśli tak, to ile ich jest) inne inteligentne formy życia we Wszechświecie, oraz co my możemy im zaoferować. Przy okazji ukazują nam, że wykreowany na potrzeby filmu świat potrafi być wiarygodny, oraz przedstawiają prawdopodobne korzenie tego, co jest nam ukazywane, udowadniając tym samym, że teoretycznie taki świat mógłby istnieć na Ziemi, gdyby nie kilka wydarzeń z zamierzchłej historii.
Jednakże Alien Planet to nie tylko naukowe dywagacje. Obraz posiada oś fabularną, wokół której dzieją się wszystkie wydarzenia. Mamy tu w zasadzie wszystko, co można znaleźć w takim przykładowym filmie akcji – są pościgi, są niespodziewane zwroty akcji, jest wreszcie całkiem niezły dramatyzm, który ładnie uzupełnia fabułę filmu. Całość poparta niezłą oprawą muzyczną i wspaniałą animacją. Wszystko to zostało zaprojektowane z myślą o widzu, żeby się nie nudził, oraz żeby chłonął wykreowany dla niego świat. W końcu świadomość jest ważna. Są pytania, które każdy powinien sobie choć raz zadać. A nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany taką wiedzą, to Alien Planet jest jak powiew świeżości w skostniałym od schematów przemyśle filmowym i myślę, że porównanie go do dobrego science-fiction, tyle że bez gwiazdorów, nie będzie do końca nietrafione. Zdradzać fabuły nie będę, skromny jej zarys znajduje się powyżej. Niech każdy odkryje sam ten fascynujący świat przygotowany dla nas przez ekspertów. Naukowcy udowadniają, że nie są zainteresowani jedynie sobą i swoimi badaniami.
Świadomość przyszłości liczy się tak, jak świadomość naszego dziedzictwa. Musimy zrozumieć swoje miejsce we Wszechświecie, aby docenić to, co mamy u siebie, aby to wreszcie uszanować i z tego skorzystać. Może dzięki temu zrozumiemy także skąd sami się wzięliśmy oraz dokąd zdążamy. Parafrazując dr Jamesa Garvina z NASA: jeszcze nic nie zobaczyliśmy i może być tylko i wyłącznie lepiej – następne stulecia mogą być niezmiernie fascynujące, jeśli odpowiednio pokierujemy drogą rozwoju technologii, a przestrzeń pomiędzy naukową fantastyką i faktami będzie się powoli zmniejszać. Kto wie, może za 200 lat mój potomek którejś tam generacji będzie mógł się przelecieć Sokołem Millenium. Przyznaję, że informacji zawartych w filmie jest mnóstwo i można się czuć zagubionym czy przytłoczonym, ale przecież nie trzeba znać tego na pamięć, no i zawsze można obejrzeć drugi raz. Osobiście czuję się doedukowany.
Podsumowując, jeśli jesteś otwarty na nowe doświadczenia i wiadomości, jeśli podchodzisz do rozważań o Obcych bez zbędnego sceptycyzmu i cynizmu, gorąco polecam zapoznanie się z Alien Planet, bo to nowatorska rzecz obejmująca doprawdy ciekawe zagadnienia. Jeśli natomiast już sam ten tekst wywołuje mimowolny uśmiech politowania na Twojej twarzy, to może jednak zagłębiać się w ten cyfrowy eksperyment, Drogi Czytelniku, nie powinieneś, bo akcja akcją, ale nie o to w tym obrazie chodzi.
Tekst z archiwum film.org.pl (21.03.2006).