Tańce kuksańce połamańce / Chaos

Jeśli stare grzechy mają długie cienie, wiadomo już, czemu tu tak ciemno. Korupcja w policji, konszachty u władzy, narkomania i przemoc wszędzie indziej. Lecz oto przez labirynt szarych ulic przemyka on. Bohater? Raczej bieda-Batman w bieda-Sin City. Walker (Tom Hardy), szorstki detektyw o ciężkich pięściach i posiniaczonym sumieniu, żonę dawno do siebie zniechęcił, kilkuletnią córkę nieraz już

Apr 25, 2025 - 10:04
 0
Tańce kuksańce połamańce / Chaos
Jeśli stare grzechy mają długie cienie, wiadomo już, czemu tu tak ciemno. Korupcja w policji, konszachty u władzy, narkomania i przemoc wszędzie indziej. Lecz oto przez labirynt szarych ulic przemyka on. Bohater? Raczej bieda-Batman w bieda-Sin City. Walker (Tom Hardy), szorstki detektyw o ciężkich pięściach i posiniaczonym sumieniu, żonę dawno do siebie zniechęcił, kilkuletnią córkę nieraz już zawiódł, w robocie ledwie go tolerują. Choć zdarzało mu się kompromitować policyjny etos, ma nasz glina przydatne w fachu talenty i kontakty. Ma też niestety długi do spłacenia. Gdy więc ubiegającemu się o reelekcję burmistrzowi (Forest Whitaker) zaginie syn uwikłany w gangstersko-policyjną intrygę, smycz na szyi Walkera boleśnie się zaciśnie. By znaleźć młodego, trzeba będzie zejść do półświatka i opróżnić niejeden magazynek. Kłykcie znów się pozdzierają, lecz to sumienie oberwie najmocniej. Neo-noir z niskim pomrukiem Hardy'ego przeplatanym koncertem na karabiny maszynowe, a za kamerą twórcy "Raid", jednego z najlepszych filmów kopanych XXI wieku… Brzmi jak przepis na arcydzieło gatunku? Gatunek gatunkowi nierówny. Kto indonezyjskie battle royale potrafił zamienić w kinetyczną poezję, niekoniecznie poradzi sobie z wielowarstwową intrygą, w której główna postać ujawnia moralne dylematy, metropolia chce być pełnoprawnym bohaterem opowieści, a fabularną stawkę kreuje się za pomocą dialogów. I rzeczywiście, w "Chaosie" Gareth Evans zaledwie odbębnia sprawdzone tropy. Satysfakcjonują go gotowce. Wojna gangów i skorumpowanych glin (z Timothym Olyphantem na czele) sprawia więc wrażenie niepotrzebnie zawiłej: plątanina wątków cierpi na długą ekspozycję, w dodatku brak jej odrobiny narracyjnej kreatywności. Obejrzeliście kilka kryminałów, więc żaden zwrot akcji Was nie zaskoczy. Postacie (jest ich legion) nie mają historii. Ich obecności na ekranie w większości brakuje treści, co czyni je figurami w nudnej szachowej rozgrywce. Przy nadmiarze wewnętrznych monologów i zdrad, które trzeba raz po raz wyjaśniać, owa charakterologiczna nijakość boli tym bardziej. Walker snuje z offu cyniczną opowieść o szwankujących wartościach, lecz Evansowi-scenarzyście do Raymonda Chandlera daleko. Brutalna mowa ciała w scenach akcji mówi o bohaterze ciekawsze rzeczy niż pokazowa niechęć do ludzi i świata przeplatana zautomatyzowanym bluzgiem. O dziwo, bez iskry napisany glina jest bardzo w guście Toma Hardy’ego. Imponujący fizycznością, burkliwy aktor budzi napięcie samą niechlujną obecnością. Dziki zwierz w każdej chwili może się przecież przebudzić. Scenografia nienazwanej amerykańskiej metropolii już od drugiego planu cierpi w "Chaosie" na cyfrową sztuczność. Ta sama syntetyczność daje o sobie znać w pościgach samochodowych: nakręconych w dzikim tempie, lecz ze staroświecko rozmazanym tłem. Twórcy "Gangów Londynu" w rzadkich momentach (zbyt rzadkich!) udaje się jednak podtrzymać renomę poety kinetycznego konkretu. To dla tych fragmentów warto "Chaos" obejrzeć, to na te sceny fani Evansa od początku czekają, to te ujęcia zostaną nam pod powiekami na dłużej. Razem ze swoimi stałymi współpracownikami: Jude'em Poyerem (koordynatorem kaskaderów) i Mattem Flannerym (operatorem), Evans jak nikt inny rytmizuje przemoc. Kamera jest tu pełnoprawnym uczestnikiem makabrycznej choreografii, niemal walczy w krótkim dystansie, podbijając siłę uderzeń, lekceważąc grawitację, mieszając pion z poziomem. Kopnięcie, unik, uderzenie, wystrzały… Cała partytura wystrzałów! Te ostatnie idą w groteskową przesadę. Pistolety mają w "Chaosie" siłę bazooki, liczba naboi jest bliska nieskończoności, przeciwników dziurawi się jak marionetki, a sztuczną krew dostarczano na plan chyba w beczkach. Ma to swój urok, lecz im dalej w przemoc, tym mniej surowości, realizmu i powagi. Wiadomo, że zginą ci zbędni, a przez grad z broni automatycznej przebiją się wybrańcy. Od początku wiecie którzy. "Chaos" jest dla Evansa zaledwie gatunkowym ćwiczeniem, lecz trudno go nazwać byle wypełniaczem streamingu. Kilka zjawiskowych scen w morzu nijakości nie robi wybitnego kina, ale kto wie, może właśnie dla takich scen warto oglądać filmy?