SKLEPIK Z HORRORAMI. Szalona groza z lat 80.

Sklepik z horrorami z 1986 roku jest remakiem produkcji Charlesa B. Griffitha i Rogera Cormana, nakręconej w 1960. Amerykanie lubią remaki. Znane europejskie tytuły padają nieraz ofiarą tej polityki, ale i na rodzimym poletku Hollywood kopiuje samo siebie z różnym skutkiem. Nie zawsze jednak to złe podejście, chociaż wydaje się, że nazbyt wiele ułatwia. W […]

Mar 19, 2025 - 14:14
 0
SKLEPIK Z HORRORAMI. Szalona groza z lat 80.

Sklepik z horrorami z 1986 roku jest remakiem produkcji Charlesa B. Griffitha i Rogera Cormana, nakręconej w 1960. Amerykanie lubią remaki. Znane europejskie tytuły padają nieraz ofiarą tej polityki, ale i na rodzimym poletku Hollywood kopiuje samo siebie z różnym skutkiem. Nie zawsze jednak to złe podejście, chociaż wydaje się, że nazbyt wiele ułatwia. W przypadku Sklepiku z horrorami Frank Oz zdecydował się na mocny eksperyment z formą, co dla wielu fanów starszej wersji może nie być łatwe do przejścia, jednak przy takiej obsadzie? A w filmie zagrało wielu znanych aktorów. Rick Moranis nie jest wśród nich na czele. Steve Martin, Jim Belushi, John Candy, Bill Murray, Ellen Greene, to są dopiero nazwiska. Moranis może i dzisiaj mógłby być wśród nich, gdyby się nie wycofał z regularnego aktorstwa. Niemniej gra główną rolę, a to w jego karierze się rzadko zdarzało, tym bardziej polecam Sklepik z horrorami, nawet jeśli to musical.

No właśnie, musical i to o znaczącym budżecie, bo na realizację poszło 25 milionów dolarów. I to widać po efektach specjalnych oraz scenografii. Tak więc Frank Oz w swoim remake’u Sklepiku z horrorami wyciągnął tę produkcję z otchłani filmów klasy B i C w stylu, jaki charakteryzował Rogera Cormana na trochę wyższy poziom i wcale nie odebrał mu „duszy”. Opakował grozę jednak w specyficzną narrację, której źródło tkwi w tragedii greckiej. Prócz śpiewających aktorów w fabule jest chór składający się z trójki świetnych głosowo Afroamerykanek, które sporo opowiadają o bohaterach, jak również komentują wydarzenia. I sam się dziwię, ale ten zabieg podziałał na mój odbiór produkcji całkiem pozytywnie, a przecież nie cierpię musicali. Widać, że reżyser jest więc profesjonalistą, który nie boi się kopiować i przetwarzać motywów ze starszych filmów, i nie mam tu na myśli wersji Sklepiku z horrorami z 1960 roku. Jeśli wam wpadnie ona w ręce, koniecznie obejrzyjcie i porównajcie z tą nakręconą w 1986 roku. Estetyczna różnica będzie ewidentna, ale zobaczycie, jak musical sam w sobie się przez te lata zmienił i jak wpływa na tempo akcji oraz na odczuwanie grozy. I mam nadzieję, że odpowiedzi wcale nie będą takie oczywiste. Po seansach tych filmów inaczej będziecie patrzeć na rosiczki z Leroy Merlin.

Bohaterem Sklepiku z horrorami jest z pozoru niewinny, prostolinijny i życiowo niezaradny Seymour Krelborn (Rick Moranis). Pracuje w podupadającym sklepie z kwiatami. Tak się jednak składa, że kiedyś zakupił roślinę u chińskiego sprzedawcy, która okazuje się szansą dla chylącej się ku upadkowi kwiaciarni. Ustawiona na wystawie, ściąga klientów, a sklepik zaczyna nowe biznesowe życie. Jest jednak problem – przypadkiem okazuje się, że roślinka lubi krew, a właściwie jest to jej podstawowe pożywienie. Szybko dorasta, zaczyna mówić i zmusza swojego właściciela do zdobywania dla siebie jedzenia. A musi to być świeże, jeszcze ciepłe, krwiste mięso – najlepiej z ludzi. Skryty w sobie Seymour staje się więc partnerem w zbrodni dla przerośniętej rosiczki, co wywołuję lawinę nietypowych wydarzeń. Cała ta historia przyozdobiona jest mnóstwem piosenek, ale i epizodycznie występujących postaci, które są abstrakcyjne, dowcipne i straszne same w sobie. Steve Martin jako dentysta o sadystycznych skłonnościach. Bill Murray jako masochista. Ellen Greene jako kobieta o mentalności ofiary. I wiele innych charakterów, które pamięta się i tylko czasem żałuje, że nie zostały mocniej zaakcentowane, bo jednak ich emocjonalny przekaz jest osłabiony przez musicalową formę narracji. Niemniej zakończenie, przynajmniej to w wersji reżyserskiej, robi wrażenie, nawet jak na musical. Roślinka staje się masowym zabójcą, a także wspina się na… I to jest właśnie jeden z tych motywów, znanych w filmie. Jeśli więc uda wam się obejrzeć Sklepik z horrorami, zwróćcie uwagę, czy jest to wersja rozszerzona, czy kinowa, bo ta druga ma nad wyraz słodkie, typowo musicalowe zakończenie. Ta pierwsza zaś nawiązuje o wiele bardziej do kilkudziesięcioletniej tradycji horrorów Rogera Cormana. Podpowiem wam jedną rzecz – nawet jeśli znajdziecie tę cukierkową wersję kinową, możecie chociaż znaleźć samo zakończenie reżyserskie. Mało jest takich filmów w kinie, których director’s cut aż tak różni się od wersji krótszej, a tak ma właśnie Sklepik z horrorami.

Abstrahując od musicalowej formy, ilości grozy oraz zakończenia, film Franka Oza ma jeszcze drugą twarz, tę krytyczną, gorzką oraz w pewnym sensie wychowawczą. Widać ją już od pierwszych minut, gdy pojawia się bardzo plastyczny, brudny świat dzielnicy, w której umiejscowiona jest kwiaciarnia. Wtedy po raz pierwszy słychać chór trzech dziewczyn. Opowiadają one widzom historię o zatrważająco głęboko zrośniętej ze światem społecznej nierówności, zmowy konwenansu, którą nie sposób zerwać, jakby była żelazną zasłoną. Za nią dosłownie giną niewinni. Jedynym wyjściem, żeby ich ocalić, jest rewolucja, a właśnie owa krwiożercza roślina jest jej narzędziem. Celem zaś rewolucji jest w przypadku ludzkiego gatunku całkowita zagłada. Nie ma innego wyjścia. W Sklepiku z horrorami za darmo dostępny jest właśnie ten najcenniejszy towar, jakim jest apokalipsa.