"Small Town, Big Story" to małomiasteczkowa historia z twistem – recenzja serialu SkyShowtime

Gdy hollywoodzka ekipa przybywa do prowincjonalnego irlandzkiego miasteczka, żeby nakręcić... The post "Small Town, Big Story" to małomiasteczkowa historia z twistem – recenzja serialu SkyShowtime appeared first on Serialowa.

Mar 19, 2025 - 17:44
 0
"Small Town, Big Story" to małomiasteczkowa historia z twistem – recenzja serialu SkyShowtime

Gdy hollywoodzka ekipa przybywa do prowincjonalnego irlandzkiego miasteczka, żeby nakręcić serial, na jaw wychodzą tajemnice rodem nie z tej ziemi. Jakie sekrety skrywa „Small Town, Big Story”?

Prowincja – czy to rodzima, czy obca – i jej ekscentryczni mieszkańcy to zawsze wdzięczny temat dla wszelkiego rodzaju opowieści, także tych ekranowych. Właśnie taką historię w irlandzkim wydaniu prezentuje nam „Small Town, Big Story„, w którym małomiasteczkowe klimaty mieszają się z czystym absurdem i… sprawami nadprzyrodzonymi.

Small Town, Big Story – o czym jest serial SkyShowtime?

Akcja 6-odcinkowego serialu, który możecie już w całości oglądać w serwisie SkyShowtime, toczy się w fikcyjnym miasteczku Drumbán. Pochodząca stamtąd hollywoodzka producentka Wendy Patterson (Christina Hendricks, „Mad Men”) wraca w rodzime strony po latach na czele telewizyjnej ekipy, ale szybko okazuje się, że za nostalgiczną wizytą stoi coś więcej, niż chęć wykorzystania irlandzkich plenerów w produkcji niskobudżetowej „Gry o tron”. Przeszłość Wendy skrywa tajemnicę, która wiąże się bezpośrednio z jej domem i ucieczką z niego wiele lat wcześniej.

small town big story recenzja serialu
„Small Town, Big Story” (Fot. Sky Atlantic)

Co więcej, tajemnica ta ma drugiego powiernika – Séamusa Proctora (Paddy Considine, „Ród smoka”) – dawnego chłopaka Wendy, a aktualnie szanowanego doktora, męża i ojca dwójki dzieci. Problem w tym, że „Seamie” zostawił przeszłość za sobą, wypierając się tego, co jako nastolatek miał przeżyć wraz ze swoją ówczesną dziewczyną w sylwestrową noc na przełomie tysiącleci. A trzeba nadmienić, że nie chodzi o zwyczajne młodzieńcze uniesienia, choć to od nich się zaczęło. Tu w grę wchodzą znacznie bardziej niezwykłe zdarzenia, które wychodząc po 20 latach na światło dzienne, odsłaniają też inne lokalne sekrety, burząc spokojną codzienność w Drumbán.

Small Town, Big Story to ekscentryczny gatunkowy miks

Twórcą serialu produkcji Sky jest Chris O’Dowd, którego znacie zapewne jako aktora (ostatnio choćby z applowskiej „Nagrody na dzień dobry”), choć zdarzało mu się już stawać po drugiej stronie kamery, gdzie chętnie sięgał do swoich irlandzkich korzeni. W tym przypadku wątków autobiograficznych co prawda nie ma, ale tych kulturowych już nie brakuje, począwszy od miejsca akcji, a skończywszy na lokalnej historii. Widzów nieobeznanych w wyspiarskich klimatach jednak uspokajam – „Small Town, Big Story” nie wymaga od oglądających posiadania ani kropli celtyckiej krwi.

small town big story czy warto oglądać
„Small Town, Big Story” (Fot. Sky Atlantic)

Jeśli już coś ma się przydać podczas seansu, to raczej otwarta głowa i odpowiednio luźne podejście do twórczych kaprysów, na których opiera się gruncie rzeczy cała historia. W praktyce objawia się to tym, że wychodząc od niewyjaśnionej tajemnicy, serial nie trzyma się później jasno obranej ścieżki, krążąc za to chaotycznie po różnych fabularnych tropach i niekoniecznie przejmując się ich zebraniem w jednorodną całość. W efekcie otrzymujemy gatunkowy miks łączący mocno absurdalną historię obyczajową z wątkami sci-fi, feminizmem o historycznym zabarwieniu i kpiarskim komentarzem na temat branży telewizyjnej.

Nie żebym miał coś przeciwko takim połączeniom, wręcz przeciwnie, bardzo lubię, gdy twórcy wykraczają poza schematy. W tym przypadku trudno mi jednak było uciec od myśli, że serialowi dobrze by zrobiła jakakolwiek scenariuszowa systematyzacja czy nawet hierarchizacja poszczególnych wątków. Z zastanego ekranowego miszmaszu nic bowiem nie wynika – ani nie nadaje on rytmu historii, ani nie podkręca jej tempa, ani nie buduje napięcia czy zainteresowania widza. Jest po prostu dziwnie i to by było na tyle.

Small Town, Big Story, czyli niezrealizowane pomysły

Co jednak stanowi największy zarzut, jaki mam wobec „Small Town, Big Story” to fakt, że nawet ta dziwność jest tutaj umiarkowana i bezpieczna. Mogę uznać, że wynika to po części z prowincjonalnego charakteru opowieści, a wręcz się do niego przyczynia, ale co z tego, skoro całość ani ziębi, ani grzeje, sprawiając, że serial prezentuje się średnio atrakcyjnie mimo ciekawego punktu wyjścia?

small town big story recenzja
„Small Town, Big Story” (Fot. Sky Atlantic)

Centralny wątek tajemnicy, która przywiodła Wendy z powrotem do Drumbán, rozmywa się szybko gdzieś w lokalnych sprawach, a my oglądamy przede wszystkim, jak miasteczko żyje powstającą w nim produkcją telewizyjną. Jasne, serial w serialu, zwłaszcza tak jawnie B-klasowy jak „I Am Celt”, to okazja do paru celnych komentarzy i zabawnych sytuacji (m.in. z udziałem samego Chrisa O’Dowda w gościnnej roli autora ekranizowanej książki), ale nie na to się w głównej mierze pisaliśmy, prawda?

No nie, z zapowiedzi wynikało, że dostaniemy historię skupioną na skomplikowanej relacji Wendy i Séamusa doprawioną czymś niezwykłym. Tymczasem w rzeczywistości „Small Town, Big Story” sprawia wrażenie, jakby obydwa te pomysły stanowiły koncept, który nie został do końca zrealizowany. Z jednej strony mocno ograniczono wspólny czas ekranowy wspomnianej pary, przez co trudno nadać ich stosunkom większego znaczenia, a z drugiej zepchnięto na margines motyw niesamowitości, robiąc z niego tylko niedorzeczny i powtarzalny dodatek. Tym gorzej, że alternatyw brakuje.

Small Town, Big Story – czy warto oglądać serial?

Tak naprawdę jedynym, co wypadło tu wiarygodnie i zajmująco, są relacje w rodzinie Proctorów. Séamus, jego żona Catherine (Eileen Walsh, „Nic nie mów”) oraz ich dzieci Sonny (David Rawle, „Moone Boy”) i Joanne (Leia Murphy, „Video Nasty”) stanowią ekipę niekoniecznie w stu procentach zgraną, jednak uczucia (lub ich brak) między nimi są w stu procentach szczere, a zachowany w nich zdrowy balans między ciepłem i sarkazmem sprawia, że świetnie się ich razem ogląda bez względu na okoliczności.

small town big story opinie
„Small Town, Big Story” (Fot. Sky Atlantic)

Chciałbym powiedzieć to samo o reszcie serialowych bohaterów, ale prawda jest taka, że nie ma się nawet za bardzo czego chwycić. Christina Hendricks robi, co może, wyciskając maksimum z emocji towarzyszących Wendy w związku z powrotem do domu, lecz brakuje jej oparcia w scenariuszu. Ten albo bez słowa porzuca poszczególne wątki (np. relacje Wendy z ojcem), albo zbyt szybko rozwiązuje problematyczne kwestie, zanim zdążą na dobre wybrzmieć. Inna sprawa, że to wciąż więcej, niż otrzymali inni mieszkańcy Drumbán, którzy z małymi wyjątkami (barmanka Shelly!) nie wychodzą poza rolę tyleż barwnego, co bezosobowego tła.

Wszystko to sprawia, że „Small Town, Big Story” nie osiąga swojego najważniejszego celu, nie potrafiąc wywołać żywszych emocji. Serial żongluje motywami i wątkami z kompletnie innych parafii, jednak efekt jest niemal zawsze taki sam, czyli żaden. Może zamiast bawić się w niezbyt udaną fantastykę, należało skupić się na ekscentrycznych, lecz prawdziwych ludziach, a może potrzeba czasu, żeby fabuła i postaci mogły rozkwitnąć (sezon to zamknięta całość, ale nie brakuje miejsca na kontynuację). Nie zmienia to tego, że o ile serialowe miasteczko rzeczywiście jest małe, o tyle związana z nim historia co najwyżej średnia.

Small Town, Big Story jest dostępne na SkyShowtime

The post "Small Town, Big Story" to małomiasteczkowa historia z twistem – recenzja serialu SkyShowtime appeared first on Serialowa.