"Rezydencja" od ekipy "Bridgertonów" to dłuższa wersja filmu "Na noże" – recenzja serialu z Uzo Adubą

Serial detektywistyczny w stylu Agathy Christie, z ekscentryczną detektywką, masą... The post "Rezydencja" od ekipy "Bridgertonów" to dłuższa wersja filmu "Na noże" – recenzja serialu z Uzo Adubą appeared first on Serialowa.

Mar 20, 2025 - 09:31
 0
"Rezydencja" od ekipy "Bridgertonów" to dłuższa wersja filmu "Na noże" – recenzja serialu z Uzo Adubą

Serial detektywistyczny w stylu Agathy Christie, z ekscentryczną detektywką, masą podejrzanych i na dodatek w Białym Domu? Był potencjał na kolejny shondalandowy hit – a jak wyszła „Rezydencja”?

Detektywistyczna komedia w stylu whodunnit, „Rezydencja” („The Residence”), powstawała długo i z trudnościami. Pierwsze ogłoszenie nastąpiło w 2018 roku, gdy Shondaland (studio stojące m.in. za „Chirurgami” i „Bridgertonami”) i Netflix nabyły prawa do zekranizowania książki non fiction o funkcjonowaniu Białego Domu: „The Residence: Inside the Private World of the White House” Kate Andersen Brower. Więcej szczegółów, w tym casting, poznawaliśmy w latach 2022-2023, ale z powodu aktorskich strajków po nakręceniu połowy odcinków prace przerwano. Zanim zdążono je wznowić, zmarł grający ważną rolę Andre Braugher (zastąpił go Giancarlo Esposito z „Breaking Bad”). Ostatecznie serial udało się nakręcić w pierwszej połowie 2024 – ale premierę ma teraz, kiedy prawdziwy Biały Dom działa inaczej niż w czasie, gdy tytuł powstawał…

Rezydencja – o czym jest serial kryminalny Netfliksa?

Widziałam przedpremierowo siedem z ośmiu odcinków „Rezydencji” i, doceniając wytrwałość showrunnera i scenarzysty, Paula Williama Daviesa („Skandal”), mam wątpliwości, czy ostateczny efekt (a raczej: ostateczny bez finału) okazał się godny tej wieloletniej batalii z przeciwnościami losu. Niewątpliwie ma sporo zalet, ale też parę wad, które utrudniają jednoznaczną oceną. Chyba że ktoś po obejrzeniu filmu „Na noże” (2019), do którego zresztą twórcy „Rezydencji” kilka razy wprost nawiązują, pomyślał sobie: „Super, ale to powinno być ze trzy razy dłuższe”. Taki ktoś powinien być w pełni usatysfakcjonowany, a reszta świata – to już zależy.

Rezydencja recenzja opinie
„Rezydencja” (Fot. Netflix)

Ze wskazania podobieństwa do filmów Riana Johnsona („Na noże” doczekało się sequela, a kolejny wkrótce) jasno wynika coś, co podkreślają też twórcy: książka o ludziach pracujących w Białym Domu to tylko inspiracja, wykorzystana do zbudowania mikroświata, w którym rozegra się klasyczne śledztwo w stylu Agathy Christie. Oficjalna kolacja na cześć delegacji z Australii stanie się scenerią śmierci A.B. Wyntera (Espostio), głównego odźwiernego, kierującego pracą licznej ekipy w prezydenckiej siedzibie. Tłumy podejrzanych lub co najmniej świadków, potencjalny kryzys dyplomatyczny, a w tym wszystkim Kylie Minogue (we własnej osobie) i Hugh Jackman (niestety nie we własnej osobie, ale stanowiący źródło całkiem udanych żartów powracających w różnych odcinkach).

Oczywiście jest też detektywka. Cordelia Cupp (Uzo Aduba, „Orange Is the New Black”), najlepsza śledcza na świecie, mająca tego zresztą pełną świadomość, której nie ukrywa. Wkracza do Białego Domu uzbrojona w lornetkę (to doskonała okazja, by zobaczyć parę gatunków ptaków) i przekonanie, że da sobie radę. Irytuje ją chodzący za nią krok w krok, pełniący typową rolę Watsona/Hastingsa, zdecydowanie mniej od niej genialny agent FBI, Edwin Park (Randall Park, „WandaVison”), ale Cupp ma plan: wszystko dokładnie zbadać, a potem wszystkich dokładnie przepytać, nawet jeśli niektórym na rękę byłoby uznanie śmierci Wyntera za samobójstwo.

Rezydencja – klasyczne śledztwo z masą podejrzanych

I tu akurat dostajemy całkiem ciekawe, nieczęste w tym serialu, przełamanie schematu. Przesłuchania świadków przez detektywkę przeplatane będą wstawkami z późniejszego planu czasowego – prowadzonymi przez Aarona Filkinsa (Al Franken, aktor i scenarzysta znany z „Saturday Night Live”, ale też autentyczny amerykański senator w latach 2009-2018) przesłuchaniami w Kongresie. Mają one wyjaśnić ewentualne złamanie protokołu bezpieczeństwa, jednak senatorka Margery Bay Bix (Eliza Coupe, „Happy Endings”) w walce z ekipą prezydenta Morgana (Paul Fitzgerald, „Treme”) zmienia je w medialny spektakl true crime, próbując udowodnić wszystkim, że politycy rządzącej opcji ukrywają morderstwo. W efekcie będziemy śledzić aż dwa dochodzenia do prawdy, chociaż w tej samej sprawie.

Rezydencja recenzja opinie
„Rezydencja” (Fot. Netflix)

To równocześnie wabik i problem „Rezydencji”. Dzieje się tak wiele, że kolejne odcinki ogląda się bardzo szybko, od żartu do żartu, od wielkiego zwrotu akcji do kolejnego wywracającego wszystko odkrycia (czasem co parę minut). Dużo, szybko, na dwóch planach, a z czasem poznamy jeszcze przeszłe wydarzenia w Białym Domu oraz wykraczający poza kongresowe przepychanki ciąg dalszy. Nie ma nudy – ale jest przesyt. Wprawdzie zatrudniono obsadę na tyle wyrazistą, że jakoś tam zapamiętuje się postaci, skoro zastępczynię Wyntera gra Susan Kelechi Watson („Tacy jesteśmy”), brata prezydenta Jason Lee („Mam na imię Earl”), teściową Jane Curtin („Trzecia planeta od Słońca”), a zabawową kelnerkę, Sheilę, Edwina Findley („The Wire”).

Ale dodajmy do tej listy jeszcze kilka razy tyle ważnych dla fabuły osób i nietrudno się domyślić, że każdy jest tu raczej trybikiem w sprawie niż pełnoprawną postacią – chociaż zrobiłabym wyjątek dla inżyniera Bruce’a (Mel Rodriguez, „CSI: Vegas”) i pokojówki Elsyie (Julieth Restrepo, „Griselda”), którzy dostają więcej czasu w odcinku 7.

Rezydencja recenzja opinie
„Rezydencja” (Fot. Netflix)

Problemem jest też to, że nie poznajemy wystarczająco dobrze ofiary. Wyntera widzimy wprawdzie w różnych wersjach wydarzeń kluczowego wieczoru i we wcześniejszych wspomnieniach, a ludzie opowiadają o swoich relacjach z wymagającym szefem, ale trudno uznać to za portret na tyle wyrazisty, żebyśmy się mocno przejmowali, że właśnie ta postać zginęła. I, znając kreacje Braughera, który idealnie wcielał się z formalistów o wewnętrznej wrażliwości, nie mogę nie zastanawiać się, czy w jego wydaniu ta rola nie budziłaby większych emocji i silniejszej empatii.

Detektywistyczna Rezydencja jest zwyczajnie za długa

Przyznaję jednak, że „Rezydencja” to błyskotliwie skonstruowany mechanizm, a opanowanie tak licznych wątków i postaci na poziomie scenariusza i realizacji może imponować. Po prostu przy kolejnej godzinie przesłuchań, przy kolejnej osobie najbardziej prawdopodobnej jako sprawca czy sprawczyni zbrodni, przy dziesiątym resecie wszystkiego miałam poczucie, że coraz mniej jest pod spodem, liczy się tylko ta lekka, ale z czasem coraz bardziej schematyczna, skonstruowana precyzyjnie, ale trochę bez duszy, zabawa. Wizualne atrakcje, choćby zabawa w pokazywanie skomplikowania budynku, na początku mają urok, ale z czasem też sprawiają wrażenie „błyskotki”, popisów na powierzchni, które tylko wydłużają i tak za długą całość. Ma się ochotę powiedzieć, że tak, już naprawdę rozumiemy, że są tam liczne pokoje, nie trzeba powtarzać.

Największy problem z „Rezydencją” mam właśnie taki, że ten serial spokojnie mógłby być krótszy, gdyby ktoś uznał, że klasyczny detektywistyczny gatunek powinien widownię zmuszać do użycia, jak mawiał Herkules Poirot, „małych szarych komórek”. Tymczasem dłużyzny, nawet jeśli maskowane są szybkimi cięciami montażowymi i błyskotliwymi dialogami, wynikają głównie z faktu, że przy „Rezydencji” myśleć nie trzeba. Wystarczy patrzeć, chłonąć. Nawet pamiętać wiele nie trzeba, wszystko powtórzą nam po pięć razy, żebyśmy się nie mieli prawa pogubić w nawale poszlak i hordzie postaci. Jest w tym jakaś leniwa przyjemność: oglądać śledztwo z iluzją, że się w nim uczestniczy, że to takie skomplikowane. Ale jak się zastanowić, to wszystko wymyślono tu tak, żeby nie trzeba było się przed ekranem wysilać. Czyli jeśli chcemy, by widz na pewno zrozumiał, że Cupp jest ekscentryczna, powtórzmy to lub wyraźnie pokażmy niemal co scenę.

Rezydencja recenzja opinie
„Rezydencja” (Fot. Netflix)

Są tu dobre pomysły – na przykład to, jak kolejne przesłuchania wzajemnie sobie przeczą i jak sprytnie je zmontowano. Wychodzą na jaw animozje w specyficznym środowisku pracy oraz walka między stałą obsadą Białego Domu, niezależną od kadencji, a prezydencką ekipą, która chce wprowadzać własne porządki – tu poza prezydentem działają jego mąż, Elliott (Barrett Foa, „NCIS: Los Angeles”), odpowiedzialna za organizację wydarzeń Lilly Schumacher (Molly Griggs, „Servant”) oraz doradca Harry Hollinger (Ken Marino, „Party Down”). Te zawodowe elementy, trochę jak „Downton Abbey” w wersji satyrycznej, bywają ciekawsze od samego śledztwa (nawet jeśli przekonałam się, że naprawdę nie lubię przerysowanego stylu gry Marino w dużych dawkach). „Rezydencja” znajduje wciągający sposób, by przypomnieć, że sprawdza się maksyma Gregory’ego House’a: „Wszyscy kłamią”.

Rezydencja – czy warto oglądać śledztwo w Białym Domu

Czekając na finał, nie zamierzam „Rezydencji” szczególnie odradzać. Nie bez powodu gatunek cieszy się popularnością. Można uciec od rzeczywistości w kolorowy, szybko zmontowany, sprytnie wymyślony świat śledztwa, które mimo politycznych konotacji z grubsza jest tym, co znamy z Christie – zresztą twórcy wiedzą, z czego czerpią: w jednej scenie córka pokojówki czyta „Zabójstwo Rogera Ackroyda”, a tytuły odcinków to tytuły innych dzieł z gatunku (m.in. „Trzeci człowiek” czy „Kciuk inżyniera”). Muzyka jest świetna, montaż sprytny, członkowie i członkinie obsady robią wiele, by wyróżnić się w tym tłumie, a całość zapewnia komfort zanurzenia się w nowej odsłonie czegoś, co już znamy.

Rezydencja recenzja opinie
„Rezydencja” (Fot. Netflix)

Czy mimo uwag bawiłam się nieźle? Tak, to sprawnie zrealizowana produkcja, z widocznym budżetem. Ale jednak bawiłam się, mając gdzieś z tyłu głowy przekonanie, że niezależnie do tego, kto okaże się winny, dochodzenie do prawdy wydaje się tak skomplikowane dla samego skomplikowania, a przy tym jakieś dwie, trzy godzinki za długie, bo trzeba było wszystko bardzo wyraźnie pokazać, często po ileś razy. Czasem to uzasadnione inną perspektywą wobec tych samych zdarzeń, a czasem chyba tylko tym, że ma być możliwie przyjemnie i łatwo. A oceniając satyryczne elementy „Rezydencji”, współczułam trochę twórcy serialu – latami przygotowując serial, nie mógł wiedzieć, że jak wielkiego absurdu by nie wymyślił, to wiosną 2025 rzeczywistość Białego Domu i tak to przebije.

Rezydencja dostępna jest na Netfliksie

The post "Rezydencja" od ekipy "Bridgertonów" to dłuższa wersja filmu "Na noże" – recenzja serialu z Uzo Adubą appeared first on Serialowa.