Dyskretny urok surrealizmu / Daaaaaali !

"W wieku sześciu lat chciałem zostać kucharką. Kiedy miałem siedem – Napoleonem. Odtąd moja ambicja nie przestawała rosnąć, podobnie jak moja mania wielkości. Gdy miałem lat piętnaście, chciałem być Dalím i zostałem nim" – wyznał w znanym sobie stylu legendarny hiszpański surrealista. Powiedzmy sobie szczerze: to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci sztuki XX wieku. Ten charakterystycznie

Feb 16, 2025 - 17:56
 0
Dyskretny urok surrealizmu / Daaaaaali !
"W wieku sześciu lat chciałem zostać kucharką. Kiedy miałem siedem – Napoleonem. Odtąd moja ambicja nie przestawała rosnąć, podobnie jak moja mania wielkości. Gdy miałem lat piętnaście, chciałem być Dalím i zostałem nim" – wyznał w znanym sobie stylu legendarny hiszpański surrealista. Powiedzmy sobie szczerze: to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci sztuki XX wieku. Ten charakterystycznie wykrzywiony wąsik, tajemnicze spojrzenie wiecznie zdziwionej sowy, a do tego – obowiązkowo! – laska z emaliowaną rączką u boku. Trudno przecież, aby takiego rozmiaru geniusz mógł długo ustać na własnych nogach, tak bez wspomagania... Quentin Dupieux zdaje się – parafrazując pewien filmowy tytuł - "kochać Salvadora i równocześnie nienawidzić Dalego". Francuski reżyser, człowiek wielu talentów, oddaje artyście hołd, bezceremonialnie nabijając się z jego stanu permanentnej erekcji megalomańskiego ego. Właściwie to tylko legenda współczesnej piłki nożnej Zlatan Ibrahimović byłby w stanie wysłać ekranowego Dalego na emeryturę – o takiej skali pompatyczności tutaj mowa (jak wiadomo, to nie Ibra biegnie za futbolówką, tylko odwrotnie!). Dupieux – niczym przedmiot swojej filmowej obserwacji – staje się jednocześnie kpiąco-zadziorny i czuły; wnikliwy i powierzchowny; złośliwy i wrażliwy; obecny i nieobecny zarazem. Bardziej niż biopic "o Dalím", mamy tutaj do czynienia z wariacją na temat enigmatycznej postaci, próbą oddania temperatury i faktury tego niezwykłego zjawiska, jaką z pewnością była już sama osoba urodzonego w Figueres artysty. Twórca "Morderczej opony" i "Deerskin" pozostaje wierny starej dewizie Salvadora: "Jedyną rzeczą, jakiej świat nigdy nie ma dość, jest przesada". Uwierzcie mi, że w przeciągu niecałych 80 minut seansu udało się reżyserowi zmieścić w "Daaaaaalím!" naprawdę sporo. I to sporo dobrego. Zacznijmy od tego, że maniakalnej wielkości Dalego Dupieux nie chciał ograniczać do kreacji jednego aktora. Dlatego też na ekranie musimy się zmierzyć nie z jednym, a z pięcioma (!) Salvadorami. Każdy inny (w innym wieku, z troszkę innym, mniej lub bardziej melancholijnym, usposobieniem), a zarazem intrygująco do siebie podobni. Każdy z nich "jest" i jednocześnie "nie jest" tytułowym "Daaaaaalím!". Jak na kino Dupieux przystało, nikt zresztą nie awizuje przejścia między odtwórcami czy wątkami. Szaleństwo wizualnych asocjacji radośnie króluje nad zwyczajowo pojętym sensem i żelazną logiką. To przecież portret surrealisty malowany przez drugiego surrealistę, n'est pas? W temacie zagęszczania rzeczywistości i absurdalnego rozciągania czasoprzestrzeni Dupieux czuje się zresztą jak ryba w wodzie. Jedna z moich ukochanych sekwencji w filmie to zresztą (wydłużony do granic możliwości) moment spotkania dziennikarki Judith (uwielbiana i wielokrotnie przez Dupieux obsadzana w swoich dziełach Anaïs Demoustier) z przeklętym artystą. Salvador zmierza żwawo hotelowym korytarzem krytykując zarazem panujący rygor architektoniczny i… nie może przez kilka minut dojść do właściwych drzwi. W tym samym czasie zarówno dziennikarka jak i jej koleżanka są w stanie pójść np. do toalety czy wymienić buteleczki wody na te, które maestro rzeczywiście lubi. Dupieux jest świadom jak bardzo medium filmowe ukształtowało pokolenie Dalego; można śmiało rzec, że nie ma historii kina bez "Psa andaluzyjskiego". X Muza "przejrzała na oczy" po tym, jak twórcy osławionego krótkiego metrażu bezpardonowo rozcięli jej gałkę oczną. Nic nie było po tych ujęciach takie samo. Medium straciło niewinność, ale zyskało wówczas nowy rodzaj wieczności. Inspirując się twórczością Luisa Buñuela, w szczególności oscarowym "Dyskretnym urokiem burżuazji", francuski twórca bawi się poziomami "meta" i proponuje widzom coraz to bardziej wielopiętrowe sny (sny w snach, filmy w filmach, zakończenia w zakończeniach… ). Wyjście z tego dziwacznego, lecz szalenie atrakcyjnego labiryntu nie jest łatwe, ale tak naprawdę nie stanowi celu samego w sobie. Na tym właśnie zasadza się magia wizji Dupieux – to kino odrodzenia iluzji i atrakcji. Kino, w którym tak nonszalancko rozcina się porządki narracyjne, aby na końcu mogła przede wszystkim wybrzmieć najbardziej absurdalna, szokująca puenta. Bardzo często najbardziej makabryczne absurdy rodzą się chociażby z bolesnego seksizmu, jakim częstowana jest niemalże na każdym kroku próbująca przeprowadzić wymarzony wywiad z Dalím dziennikarka Judith. Niby to świat miniony, niby anachroniczny i szalony, a jednak wiele słów i zachowań w "Daaaaaalim!” pachnie (a może lepiej cuchnie…) współczesnością. Taką współczesnością, której brakuje wyobraźni i wrażliwości. To ci dopiero sztuka – zrobić film tak surrealistyczny, że chwilami wręcz staje się realistyczny.