Wilki / Ludzie
Film Macieja Ślesickiego i Filipa Hilleslanda jest wojną, a moja recenzja będzie trochę kapitulacją, a trochę próbą obrony. Kapitulacją – bo czuję się bezradna, oceniając w skali punktowej coś, co powstało przede wszystkim z pobudek ideologicznych, nie artystycznych, jako protest w słusznej sprawie. Próbą obrony – bo zdumiewa mnie niemal jednoznacznie negatywna i zjadliwa recepcja tego filmu.
Film Macieja Ślesickiego i Filipa Hilleslanda jest wojną, a moja recenzja będzie trochę kapitulacją, a trochę próbą obrony. Kapitulacją – bo czuję się bezradna, oceniając w skali punktowej coś, co powstało przede wszystkim z pobudek ideologicznych, nie artystycznych, jako protest w słusznej sprawie. Próbą obrony – bo zdumiewa mnie niemal jednoznacznie negatywna i zjadliwa recepcja tego filmu. Kiedy czytam o tym, że "Ludzie" są niesmaczni w swoim portretowaniu rosyjskiej przemocy na Ukrainie, to myślę o tym, że niesmaczne jest raczej jęczenie na to, że dla kogoś niekomfortowe jest samo patrzenie na tę przemoc, której inni doświadczają naprawdę. Pisanie z perspektywy wygodnej kanapy o tym, że takie nagromadzenie zła na ekranie jest "męczące" i "nudne" czy robienie sobie śmieszków z mniej udanych elementów filmu – jest w tym coś dystopijnego. Przy tym wszystkim "Ludzie" są mniej dosadni i dosłowni od chociażby torture porn w filmach historycznych Smarzowskiego, a porównania do kina eksploatacji może wysunąć tylko ktoś, kto nigdy nie oglądał kina eksploatacji. Gwałty i większość śmierci w "Ludziach" odbywa się poza kadrem, a być może najmocniejszym momentem (na pewno dla mnie) nie jest żadne gore, tylko decyzja dzieci, by porzucić najmłodsze z nich, ponieważ bez niego mają większe szanse na przetrwanie. Inny dość niezrozumiały dla mnie zarzut to oburzenie o to, że film fabularny nie dokumentuje całej prawdy, tylko sięga po takie środki jak metafora czy hiperbola (jak w wątku palenia ciał rosyjskich żołnierzy, obrazującym instrumentalne podejście putinowskiego reżimu do swoich obywateli). Czy bardziej etyczne są Hollywoodzkie produkcje, które cały koszmar konfliktów zbrojnych redukują do taniego, łatwego wzruszenia i schematycznego ornamentu, a samą wojnę przedstawiają jako ekscytującą, heroiczną przygodę? Teksty o "zarabianiu na ludzkiej tragedii" brzmią kuriozalnie w kontekście filmu o tak słabej dystrybucji kinowej. W nawoływaniu o to, by film o wojnie w Ukrainie nakręcić już po zakończeniu konfliktu, jest jakaś część prawdy, bo większy dystans czasowy sprzyja szerszemu spojrzeniu i tym samym lepszemu efektowi artystycznemu, ale znów, wracając do początku – "Ludzie" to film celowo reakcyjny, nie refleksyjny. Ukraińcy potrzebują zainteresowania swoją sytuacją tu i teraz. Nawet najgorszy film nie jest ich wrogiem – tylko milczenie. Jeśli kino ma jakiekolwiek obowiązki, to z pewnością jest wśród nich ocalanie ludzkich tragedii od zapomnienia i nagłaśnianie ważnych tematów. Hołodomor przyniósł tyle samo ofiar, co Holokaust, ale świat pamięta o tym drugim właśnie dlatego, że powstało o nim więcej filmów. Zarzuty o niepogłębione postaci wydają się nietrafione wobec struktury i konwencji filmu: oddającej chaos i nieporządek wojny, splatającej losy wielu postaci, wykonującej rzut izometryczny przez piekło. Zastosowana metoda może się kojarzyć z innym mozaikowym portretem rosyjskich degeneracji: "Ładunkiem 200" Aleksieja Bałabanowa. Ślesicki może nie opowiada o swoich bohaterach i bohaterkach dużo, ale bardzo umiejętnie łączy ich wątki. Nie bez powodu nie mają imion. To raczej typy, nie indywidualności – postaci uosabiające tragedię konkretnej grupy: gwałconych dziewczynek, poświęcających się wyższej sprawie lekarek, pozostawionych na wsiach seniorek. Zgadzam się za to z pochwałami dla zdjęć Mateusza Pastewki. "Ludzie" wyglądają naprawdę bardzo dobrze i nie brakuje w nich ciekawych pomysłów operatorskich: takich jak proste, ale jakże wymowne pokazanie wydarzeń z perspektywy umieszczonego w wózku, mogącego tylko bezradnie patrzeć niemowlęcia. Cała końcowa sekwencja szału i paniki ogarniających tłum podczas wybuchów, przedstawiona właśnie z perspektywy małego dziecka, to dostateczny powód, by zobaczyć ten film w kinie. Na uwagę zasługuje też świetne poprowadzenie aktorów dziecięcych; ich sceny miejscami balansują minorową tonację całości, wprowadzając elementy delikatnego humoru. Obroniłam już trochę chłopca do bicia – porozmawiajmy o jego wadach. "Ludzie" nie są nowym "Idź i patrz" (film Elema Klimowa stanowił w tym przypadku oczywistą inspirację), są po prostu tytułem średnio udanym. Kalejdoskopowa, oparta na mogących stanowić osobne etiudy epizodach konstrukcja zawsze niesie ze sobą ryzyko, że całość będzie nierówna. W "Ludziach" wątki interesujące i mocne sąsiadują z osuwającymi się w kicz lub niedopracowanymi. Ślesicki obniża loty przede wszystkim tam, gdzie oddala się od quasi-dokumentalnej formuły i realizmu, a zaczyna fantazjować i kombinować. Tak jest np. w onirycznym wątku zbombardowanego zoo i błąkających się bez celu zwierząt. Antyputinowska wymowa całości niepotrzebnie jest wzmocniona łopatologią niektórych monologów. Działania poszczególnych postaci bywają konfundujące: szeregiem złych, niezrozumiałych decyzji jest choćby cały wątek opiekującego się grupą niewidomych dzieci Polaka (Cezary Pazura w skądinąd dobrej, dialogującej z biografią aktora roli). Reżyserska ręka ma skłonności do ciężkości, ale w przypadku filmu obliczonego na trafienie do wrażliwości możliwie szerokiego grona odbiorców nie stanowi to dużego problemu. To momenty, które wywołują ciarki krindżu, ale nie przekreślają całości. Na poziomie emocjonalnym "Ludzie" w większości scen działają. Poruszają, nie pozostawiają obojętnym. Przypominają o tragedii za wschodnią granicą, którą w zalewie kolejnych napływających ze świata strasznych informacji przyzwyczailiśmy się już traktować jako coś normalnego i nie robiącego wrażenia, a chyba nie powinno tak być. Jestem przekonana, że "Ludzie" mogliby takie zadanie spełnić i naprawdę przemówić do serc widzów, gdyby tylko nie otrzymali na starcie tak negatywnej recepcji krytyki i gdyby można było ten film łatwiej znaleźć w kinach.