Skincare / Grafted
PiÄkno tkwi podobno wyĹÄ
cznie w oku patrzÄ
cego. Brzydota najwyraĹşniej rĂłwnieĹź. Bo choÄ nikt nie wydaje siÄ zwracaÄ najmniejszej uwagi na róşowawe znamiÄ na twarzy chiĹskiej studentki Wei (Joyena Sun), to jest to istne przekleĹstwo jej Ĺźycia. Odziedziczone zresztÄ
po ojcu, naukowcu tyleĹź genialnym, co â jak bezlitoĹnie wymaga gatunek horroru â szalonym. MÄĹźczyzna wynalazĹ bowiem formuĹÄ pozwalajÄ
cÄ
PiÄkno tkwi podobno wyĹÄ
cznie w oku patrzÄ
cego. Brzydota najwyraĹşniej rĂłwnieĹź. Bo choÄ nikt nie wydaje siÄ zwracaÄ najmniejszej uwagi na róşowawe znamiÄ na twarzy chiĹskiej studentki Wei (Joyena Sun), to jest to istne przekleĹstwo jej Ĺźycia. Odziedziczone zresztÄ
po ojcu, naukowcu tyleĹź genialnym, co â jak bezlitoĹnie wymaga gatunek horroru â szalonym. MÄĹźczyzna wynalazĹ bowiem formuĹÄ pozwalajÄ
cÄ
na bĹyskawiczne uporanie siÄ z dermatologicznymi niedogodnoĹciami, majÄ
cÄ
jednak zabĂłjcze skutki uboczne. ParÄ lat po jego Ĺmierci dorosĹa juĹź dziewczyna emigruje do nie tak znowu dalekiej Nowej Zelandii, gdzie lÄ
duje pod skrzydĹami dalszej rodziny, a jednoczeĹnie na spoĹecznym marginesie. Bynajmniej nie z powodu owej skazy â ktĂłra staje siÄ obsesjÄ
dziewczyny i zarazem jednym jej motywatorem do kontynuowania ojcowskich badaĹ â ale kulturowej innoĹci W tym Ĺwietle, co zaskakujÄ
ce, "Grafted" â horror peĹnÄ
gÄbÄ
(a raczej peĹnymi gÄbami, o czym za moment) â staje siÄ swojego rodzaju opisem imigranckiego doĹwiadczenia i bolesnego zderzenia ze ĹcianÄ
asymilacji. Wei bowiem nie kĹopocze siÄ zbytnio przystosowaniem do panujÄ
cych w jej nowej ojczyĹşnie zwyczajĂłw. Jej inicjacja nie interesuje teĹź nominalnie opiekujÄ
cej siÄ niÄ
kuzynki ani jej przyjaciĂłĹek, jakby Ĺźywcem wyciÄ
gniÄtych z amerykaĹskiego filmu licealnego. Trop ten zresztÄ
prÄdko zostaje zapomniany na rzecz swoistych matrioszek grozy. Bo kiedy juĹź genialna studentka odtworzy leczniczÄ
formuĹÄ, rozpoczyna siÄ body horror o kradzieĹźy toĹźsamoĹci i slasher majÄ
cy wiÄcej stycznych z "DĹuĹźnikiem" niĹź z "SubstancjÄ
". Nie jest to jednak Ĺźaden zarzut â bynajmniej. Debiutantka Sasha Rainbow prowadzi narracjÄ drĹźÄ
cymi z ekscytacji rÄkoma, jakby nie mogÄ
c siÄ doczekaÄ, aĹź porzuci wszystkie te spoĹeczno-kulturowe nudziarstwa o etnicznej toĹźsamoĹci i zajmie siÄ makabreskÄ
. Bije w "Grafted" serce drugoligowego horroru, ale znajomoĹÄ puĹapek konwencji pomaga reĹźyserce posklejaÄ do kupy rozlatujÄ
cÄ
siÄ na wysokoĹci drugiego aktu fabuĹÄ w cokolwiek tragikomicznym finale. Zakrawa to niemal na cud, jako Ĺźe kiedy debiutantka odpina wrotki, praktycznie przestaje interesowaÄ jÄ
warstwa treĹciowa. Rainbow bezceremonialnie wyrzuca do kosza zarysowywane wczeĹniej portrety charakterologiczne, redukujÄ
c postacie do gatunkowych typĂłw. A raczej posĹuguje siÄ uproszczonÄ
dychotomiÄ
i dzieli dziewczyny na oprawczyniÄ i jej ofiary. PodporzÄ
dkowujÄ
c swĂłj film czystemu efektowi wizualnemu i emocjonalnemu, Rainbow osiÄ
ga caĹkiem niezĹe rezultaty na pĹaszczyĹşnie zgrywy i popisu, ale pozbawia przy tym swĂłj film ciÄĹźaru tematycznego i refleksji. MoĹźna siÄ spieraÄ, czy taki horror jak "Grafted" w ogĂłle jej potrzebuje, bo przecieĹź zabawa z wycinajÄ
cÄ
ludziom twarze Wei, przyjmujÄ
cÄ
kolejne osobowoĹci, ktĂłrych musi siÄ nauczyÄ takĹźe na poziomie emisji gĹosu i naturalnoĹci gestu, jest przednia. CzuÄ jednak zmarnowany potencjaĹ i szansÄ na jakÄ
kolwiek gÄstszÄ
wypowiedĹş. Niekoniecznie siÄgajÄ
cÄ
spraw politycznie czy psychologicznie waĹźkich, raczej tych ogĂłlnoludzkich, na poziomie nawet i naskĂłrkowym: jak paraliĹźujÄ
ce poczucie wstydu, awersja do wĹasnego odbicia, radzenie sobie z akceptacjÄ
i presjÄ
rĂłwieĹniczek. Okazuje siÄ jednak, Ĺźe krĂłlowa jest naga, stÄ
d teĹź â podobnie jak jej bohaterka â Ĺźeby okreĹliÄ wĹasnÄ
toĹźsamoĹÄ, Rainbow potrzebuje siÄgaÄ po rozwiÄ
zania podpatrzone gdzie indziej i u innych. Co, dodajmy, w horrorze uchodzi na sucho, a w tym wypadku moĹźe raczej na mokro â bo krew leje siÄ tu gÄsto i czÄsto. "Grafted" korzysta z dobrodziejstw oferowanych przez kino dla dorosĹych i z luboĹciÄ
pozwala Wei znÄcaÄ siÄ nad zabijanymi dla ich skĂłry dziewczynami. Im dalej w film, tym bardziej studentka traci kontakt z rzeczywistoĹciÄ
. I chyba powinniĹmy jej nawet wspĂłĹczuÄ, bo to przecieĹź wykorzeniona, zagubiona, wyszydzana sierota w nieswoim kraju i wĹrĂłd nieswoich ludzi. Ale Rainbow nie precyzuje przy tym, dlaczego wĹaĹciwie mielibyĹmy empatyzowaÄ z nakreĹlonÄ
grubym markerem Wei. Koniec koĹcĂłw frenetyczne miejscami aĹź do przesady "Grafted" to rzecz godna uwagi i obejrzenia, seansowi towarzyszy jednak poczucie Ĺźalu. Nie wobec tego, co faktycznie widzimy na ekranie, lecz tego, co moglibyĹmy na nim zobaczyÄ, gdyby wykorzystano peĹen potencjaĹ pomysĹu. Tak czy siak, zapiszmy sobie na przyszĹoĹÄ nazwisko Rainbow.