Kalendarz i klepsydra / Das Licht
To, Ĺźe film otwarcia Berlinale nie bywa, delikatnie rzecz ujmujÄ
c, najlepszy, potwierdza wieloletnie doĹwiadczenie. W 75. rocznicÄ powoĹania festiwalu rewolucji nie ma â nowa dyrektorka Tricia Tuttle dochowaĹa tradycji, juĹź latem postanawiajÄ
c, Ĺźe tegorocznÄ
edycjÄ otworzy najnowsze dzieĹo Toma Tykwera. MoĹźe zadecydowaĹy wzglÄdy pozaartystyczne? W koĹcu Tykwer pozycjÄ w niemieckiej kinematografii
To, Ĺźe film otwarcia Berlinale nie bywa, delikatnie rzecz ujmujÄ
c, najlepszy, potwierdza wieloletnie doĹwiadczenie. W 75. rocznicÄ powoĹania festiwalu rewolucji nie ma â nowa dyrektorka Tricia Tuttle dochowaĹa tradycji, juĹź latem postanawiajÄ
c, Ĺźe tegorocznÄ
edycjÄ otworzy najnowsze dzieĹo Toma Tykwera. MoĹźe zadecydowaĹy wzglÄdy pozaartystyczne? W koĹcu Tykwer pozycjÄ w niemieckiej kinematografii ma mocnÄ
(w 2018 byĹ przewodniczÄ
cym jury Berlinale), a nowo przybyĹej tu z Londynu Amerykance na pewno przydadzÄ
siÄ sojusznicy. Poza tym "Das Licht" jest rodzajem listu miĹosnego do Berlina, co moĹźe mieÄ znaczenie komercyjne â przynajmniej w stolicy Niemiec, gdzie zaraz po premierze wyĹwietlano go w siedmiu rozsianych po mieĹcie kinach. Ten pod pewnymi wzglÄdami frapujÄ
cy film trudno jednak uznaÄ za speĹniony â czego wĹaĹciwie moĹźna byĹo siÄ spodziewaÄ. Od ostatniego udanego obrazu autora kultowej "Biegnij, Lola, biegnij" (1998) minÄĹo bez maĹa 15 lat â myĹlÄ tu o "Trzy", dla ktĂłrego mam w sercu specjalne miejsce. ByĹa to tyleĹź wyrazista, ileĹź osobista oda do nowoczesnych zwiÄ
zkĂłw, XXI wieku i wyzwolonego Berlina. Czy zresztÄ
cech tych nie miaĹ teĹź serial "Babilon Berlin", ktĂłrego produkcji Tykwer poĹwiÄciĹ ostatniÄ
dekadÄ Ĺźycia? Niestety, choÄ i tu odnajdziemy podobne motywy, "Das Licht", bardziej niĹź najlepsze filmy Niemca, przypomina jego monumentalne kiczury w stylu zrealizowanego z siostrami Wachowskimi "Atlasu chmur" czy "Nieba" na podstawie scenariusza KieĹlowskiego i Piesiewicza. IloĹÄ motywĂłw i estetyk doprawdy moĹźe przytĹoczyÄ i nawet jeĹli pewnÄ
nadmiarowoĹÄ zaliczyÄ trzeba na poczet stylu autora "PachnidĹa", to nazbyt czÄsto traci on nad niÄ
kontrolÄ. Bo czegoĹź tu nie ma? RzeczywistoĹÄ wirtualna i sceny musicalowe, imprezy klubowe i Ĺpiewy afrykaĹskie, wojna domowa w Syrii i szklany korpo-Ĺwiat. MoĹźna oczywiĹcie postrzegaÄ wspĂłĹczesnoĹÄ jako takÄ
wĹaĹnie mozaikÄ, ale wpatrywanie siÄ w kalejdoskop szybko zaczyna nuĹźyÄ. Tykwer znĂłw chce stworzyÄ dzieĹo holistyczne, opowiedzieÄ o wszystkim, wszÄdzie, naraz. SprĂłbujmy wiÄc uporzÄ
dkowaÄ: choÄ bohaterĂłw poznajemy oddzielnie, okazuje siÄ, Ĺźe sÄ
rodzinÄ
. Tim o bĹÄdnym spojrzeniu Larsa Eidingera pracuje w reklamie i ma wszystkie atrybuty berliĹczyka: papieros i stylĂłwÄ wyraĹźajÄ
cÄ
wieczne "I donât care", co podkreĹla teĹź â mimo sprawnego przemieszczania siÄ po mieĹcie rowerem â notorycznym spóźnialstwem (do pracy czy na terapiÄ). Jego Ĺźona Milena (Nicolette Krebitz) jest z kolei aĹź nadto przejÄta, a telefon, jeĹli akurat nie dzwoni, dynda jej wiecznie gotowy na piersi. W koĹcu zbawia Ĺwiat, angaĹźujÄ
c siÄ w projekty pomocowe w Afryce. GdzieĹ obok orbitujÄ
ich nastoletnie dzieci. Jon zabunkrowaĹ siÄ w pokoju niczym Dominik z "Sali samobĂłjcĂłw" i boĹźe broĹ mu przeszkadzaÄ, a jego bliĹşniczka, Frieda, oddaje siÄ z przyjaciĂłĹmi wielogodzinnym narkotykowym seansom. Jest jeszcze Dio â syn Mileny z innego zwiÄ
zku, podrzucony akurat do dzielonego przez nich mieszkania w kamienicy. Taki patchwork. CaĹa ta ukĹadanka nie miaĹaby prawa trwaÄ bez instytucji niani, dlatego przeĹomowym wydarzeniem w Ĺźyciu rodziny okazuje siÄ ĹmierÄ Mai (nikt nie wie, jak ma na nazwisko). PolkÄ â co traktowaÄ moĹźna jako znak czasu â zastÄpuje na tym stanowisku Syryjka. Farrah (Tala Al-Deen), przybyĹa do Berlina z Damaszku na fali kryzysu uchodĹşczego, pojawia siÄ w Ĺźyciu rodziny EngelsĂłw niczym Terence Stamp w "Teoremacie" Pasoliniego, nawiÄ
zujÄ
c oddzielnÄ
relacjÄ z kaĹźdym z jej czĹonkĂłw. ByÄ moĹźe ma uleczyÄ ich skoĹatane dostatnim Ĺźyciem dusze i zbliĹźyÄ do siebie te wolne elektrony â wszak ma czas i ciepĹo, bardziej zainteresowana jest innymi niĹź sobÄ
, domem raczej niĹź karierÄ
. Reprezentuje wiÄc wszystko, co Engelsowie utracili â nazwisko to zresztÄ
jest, jak siÄ zdaje, nieprzypadkowe. Obserwujemy przecieĹź bardzo lewicowÄ
i zaangaĹźowanÄ
rodzinÄ, ale teĹź â jak wspĂłĹczesne Ĺźycie â peĹnÄ
sprzecznoĹci. Milena kieruje strumienie niemieckich pieniÄdzy na czarny kontynent, jednoczeĹnie generujÄ
c potÄĹźny Ĺlad wÄglowy, co wyrzuca jej cĂłrka, bÄdÄ
ca przedstawicielkÄ
"ostatniego pokolenia". Lata do Afryki, jakby wsiadaĹa do U-Bahna, a napiÄcie jej kalendarza â podobnie jak i Tima â uniemoĹźliwia upchniÄcie w nim czasu dla dzieci. Albo na seks. Ich zwiÄ
zek siÄ sypie, rodzina siÄ rozpada, kaĹźdy z jej czĹonkĂłw odpĹywa w innÄ
stronÄ. Czy uda siÄ ten proces jeszcze zatrzymaÄ? Engelsowie sÄ
oczywiĹcie figurÄ
zachodniego, sytego spoĹeczeĹstwa, ktĂłre ma dobre intencje i kapitaĹ, ale kompletnie nie przekĹada siÄ to na poczucie szczÄĹcia â nie mĂłwiÄ
c juĹź o lepszym Ĺwiecie, wojownikami o ktĂłry tak bardzo chcieliby siÄ jawiÄ. Rozpoznania te sÄ
zresztÄ
w punkt, a portret jakoĹ czuĹy, bo oprĂłcz diagnozy rodziny jako struktury niezwykle kruchej, pogrÄ
Ĺźonej w nieustannym kryzysie, Tykwer ukazuje jej wartoĹÄ i piÄkno. Tadeusz Sobolewski napisaĹ kiedyĹ, Ĺźe niemiecki reĹźyser zawsze tworzy "bajki o zwyciÄskiej miĹoĹci". Tak jest i tym razem. Tyle, Ĺźe w "Das Licht" mowa o miĹoĹci, ktĂłra tworzy siÄ miÄdzy czĹonkami rodziny, i ktĂłrej film jest krytycznÄ
, ale jednak apoteozÄ
. Zdecydowanie gorzej udaĹ siÄ wÄ
tek uchodĹşczy â szczegĂłlnie niepokojÄ
koĹcowe sceny, ktĂłre Ĺatwo zinterpretowaÄ w duchu alt-rightowych teorii o "wielkim przemieszczeniu". TwierdzÄ
one, Ĺźe biaĹych mieszkaĹcĂłw Europy majÄ
zastÄ
piÄ migranci innych "ras" â a czy nie na tym polegaÄ ma ukryty (i grubymi niÄmi szyty) plan Farrah? OpowiadajÄ
c o sprawach rozpalajÄ
cych dziĹ niemieckie debaty polityczne, takich jak zmieniajÄ
ca siÄ struktura narodowoĹciowa (co w Berlinie czuÄ szczegĂłlnie), "Das Licht" doskonale ilustruje wnioski z niedawno wydanej ksiÄ
Ĺźki Ewy Fiuk "Film jako przestrzeĹ transkulturowa. WspĂłĹczesny przypadek niemiecki", dowodzÄ
cej, Ĺźe nie tylko niemieckie spoĹeczeĹstwo, ale i kino jest dziĹ w istocie rodzajem tygla, w ktĂłrym mieszajÄ
siÄ rozmaite toĹźsamoĹci i tradycje. Robi to niestety doĹÄ niezgrabnie. PodniosĹa muzyka zwiastuje jakÄ
Ĺ apokalipsÄ, wtem nagle bohaterowie rwÄ
siÄ do Ĺpiewu i taĹca â scenom musicalowym daleko jednak do urody "Emilii PĂŠrez". TakĹźe kochana przez Tykwera domieszka cudownoĹci wydaje siÄ filmowi ciÄ
ĹźyÄ. Po co te hipnotyzujÄ
ce lampy, DMT, czy (to juĹź zupeĹnie mnie pokonaĹo) pojawiajÄ
ca siÄ miarowo w przebitkach klepsydra? Czas siÄ koĹczy, ostrzega "Das Licht", choÄ chyba sam nie wie, co miaĹoby siÄ staÄ po jej obrocie.