To jest napad! / 100 dni do matury

Według logiki sportu taki moment jest spektakularnym zwycięstwem. Triumfatorów rozliczają nie jak pretendentów, ale jak mistrzów. Bo pod względem popularności Genzie, grupie młodych influencerów, nie dorównuje prawie nikt. Film z ich udziałem to gotowy przepis na sukces. Postronni widzowie doświadczali tego już kilka razy – skoro tłumy fanów i tak będą ustawiały się w kolejkach, na ekranie może

Feb 28, 2025 - 23:22
 0
To jest napad! / 100 dni do matury
Według logiki sportu taki moment jest spektakularnym zwycięstwem. Triumfatorów rozliczają nie jak pretendentów, ale jak mistrzów. Bo pod względem popularności Genzie, grupie młodych influencerów, nie dorównuje prawie nikt. Film z ich udziałem to gotowy przepis na sukces. Postronni widzowie doświadczali tego już kilka razy – skoro tłumy fanów i tak będą ustawiały się w kolejkach, na ekranie może pojawić się ktokolwiek. Przewodzący celebrytami holding Ekipa ma jednak większe ambicje. Aby w pełni spełnić obietnice i zdominować rynek filmowy, twórcy podejdą do wielu egzaminów. Pierwszy z nich właśnie trafia na ekrany. Gdy tytułową maturę widać już na horyzoncie, a zakuwanie wchodzi w kluczową fazę, Kapsel (Bartek Laskowski) nie podchodzi nawet do testu samodyscypliny. To wina majaczącej w oddali przymiarki do dojrzałości, na którą wszyscy wokół patrzą z przerażeniem. Zamiast podróży w nieznane trzeba znaleźć więcej czasu na przygotowania. Domorosły Piotruś Pan zamierza spędzić jeszcze jedną zimę w komforcie, ze znajomymi u boku. Członkowie watahy mają jednak nieco inne aspiracje niż dalej kiblować w Nibylandii. Za sprawą wymagających rodziców nad głową (Jowita Budnik i Radosław Krzyżowski) świat funduje bohaterowi bolesne spotkanie z rzeczywistością. Gniecie nawet same fundamenty tożsamości chłopaka, bez których nie jest on już tym wyjątkowym, ale jednym z wielu. Droga do celu nie byłaby kompletna bez przewodnika. Rolę tę przyjmuje dawno niewidziany dziadek (Jacek Koman), który okazuje się powracającym z przymusowej emerytury złodziejem. Nie dość, że głosi antyestablishmentowe hasła o przestarzałym modelu współczesnej szkoły, to jeszcze inspiruje do zerwania ze społecznymi normami. Zatem szalony pomysł wnuczka dostaje zielone światło na realizację. Kapsel odrzuca wszelkie obawy i prezentuje swój plan: włamać się do Ministerstwa Edukacji i bez wiedzy kolegów zmienić ich wyniki matur. Nowy, nietestowany system digitalizacji skróci czas sprawdzania, więc nowa ekipa, w skład której wchodzą najgorsi uczniowie ostatnich klas, ma kilkadziesiąt dni na zaplanowanie akcji i kilka chwil na realizację. Niczym w planowaniu rabunku każdy członek obsady spełnia swoją rolę. Bohaterowie prezentują kolejne archetypy postaci, wspólnie tworząc zgrany zespół złodziei. Za dostarczanie kolejnych żartów odpowiadają najbardziej doświadczeni aktorzy – Koman w roli uzależnionego od adrenaliny (anty)wzoru do naśladowania, Małgorzata Foremniak jako wiecznie ambitna wiceministra edukacji i Piotr Głowacki, czyli ekranowy dyrektor liceum. Gdy jednak cała trójka znika, a opowieść muszą nieść sami debiutanci, wywiązują się ze swoich zadań. Przez pomysł na zastąpienie charakterów archetypami rolom brakuje tylko wyraźniejszego autorskiego pazura. Z całego udanego zespołu influencerskiego od wizerunku grającego celebryty odchodzą dwaj Bartkowie – Laskowski i Kubicki – którzy w tandemie ożywiają kolejne sceny. "100 dni do matury" nie kryje swoich inspiracji kinem spod szyldu wielkich napadów. Tyle samo elementów pożycza od amerykańskich teen dramas. Te dwa źródła, skondensowane do sprawdzonych i rozpoznawalnych tropów, nie wychylają filmu ani w kierunku przesadnie emocjonalnej opowieści, ani czystego przesytu akcją. Zamiast tego twórcy stawiają na kompozycję, która z jednej strony ma nie nudzić, a z drugiej spajać historię w wypełnioną humorem rozrywkę dla każdego. Twórcy powołują do życia filmową rzeczywistość: pełną żywych kolorów wypadkową kulturowych odniesień zrozumiałych dla dzisiejszej młodzieży. W taki sposób najpopularniejsze seriale Netfliksa i wyobrażenia o amerykańskim high schoolu spotykają prawidła klasycznych gatunków. Z dodatkiem w postaci dynamicznie zmieniającej się fabuły, dzielonej efektownymi scenami i życiowymi rozterkami bohaterów powstaje coś na kształt bardzo, bardzo grzecznej wersji filmów Guya Ritchiego. W końcu "100 dni do matury" nie istniałoby przecież bez dotychczasowej działalności influencerów. Nawet w absorbujących uwagę sekwencjach widać próby przeniesienia formatu youtube'owej twórczości Genzie, czytelnego i lubianego przez młodych odbiorców. To oni wyciągną najwięcej z seansu. Dostrzegą mniej i bardziej subtelne mrugnięcia okiem, będą szukać znajomych twarzy na trzecim planie i ukrytych nawiązań do działalności ulubieńców. Ale przede wszystkim będą kibicować swoim faworytom – ludziom, dla których wybrali się do kina. Nie twierdzę, że widz, który ksywki Świeży, HiHania albo Mortal słyszał najwyżej raz w życiu, przesiedzi seans w wyczekiwaniu na końcowe sceny. Największym sukcesem twórców (z debiutującym reżyserem Mikołajem Piszczanem na czele) będzie zatarcie granicy między ich produkcją a amatorskim niedopracowaniem innych filmów, w których występowali influencerzy. "100 dni do matury" ogląda się jak solidną filmową robotę, niezły miks gatunkowy, który omija szerokim łukiem porównania do dzieł pokroju "#Jestem M. Misfit" czy "Budda. Dzieciak '98". Choć wizerunek gwiazd odgrywa tu taką samą rolę promocyjną, wycieczka na seans nie będzie okupiona bliskim kontaktem z półproduktem za pełną cenę. Jednak w filmie zabrakło miejsca na wiarygodne przemiany bohaterów, a mniej estetyczne strony dorastania – trudniejsze tematy wykraczająca poza sentymentalną chandrę – ominęły świat "100 dni...". Jeśli zatem produkcja edukuje, to raczej przypomina lekcje z przedszkola. Ale jako niepozbawiona wad rozrywka uczula na wrażliwość, o której zapomina się wraz z wiekiem. Akcesu do dziecięcej radości nie warunkuje przecież data urodzenia. Przecież istnieją rzeczy, które bawią uniwersalnie, rozkładają na łopatki każdego bez względu na PESEL. Tymczasem historia dotycząca uniwersalnych uczuć pozwala twórcom na najbardziej skomplikowany napad: transport do świata bez trosk i problemów, gdzie minuta po minucie spróbują wygrać nasze serca.