Kilka płyt z początku roku.
Oto kilka wydawnictw z początku bieżącego roku wartych wspomnienia. Voice Actor, Squu – Lust (1), Stroom Efemeryczny duet, który tworzą Noa Kurzweil i walijski producent Squu – Artykuł Kilka płyt z początku roku. pochodzi z serwisu Nowamuzyka.pl.

Oto kilka wydawnictw z początku bieżącego roku wartych wspomnienia.
Voice Actor, Squu – Lust (1), Stroom
Efemeryczny duet, który tworzą Noa Kurzweil i walijski producent Squu – wydał album, który odchodzi nieco od rozlanych plam dźwiękowych i (pod)szeptów na rzecz metalicznej produkcji flirtującej z wyrazistymi beatami i brejkami. Wokalizy Kurzweil są tutaj jak przypominajka, że ciągle jest to krążek wydany dla wytwórni muzycznych outsiderów z Belgii, pomimo, że brzmieniem zbliżają się do tego, co robili AGF/DELAY. Życzę im, żeby ta emaliowa, szklista produkcja była dla nich tym, czym „Blue Bell Knoll” (równie metaliczny w odbiorze) był dla Cocteau Twins – na pewno nie ostatnią ich płytą!
Maciek Polak – 1977, Coastline Northern Cuts
Bardzo ucieszył mnie fakt, że samemu udało mi się dotrzeć do albumu i to nawet zanim przeczytałem newsletter z CNC od Tomka Hoaxa. Maciek – czyli vintage audio zajawkowicz, który od ponad trzech dekad żyje w świecie analogowych syntezatorów, ponownie, postanowił wydać materiał poświęcony swojej osobistej relacji z maszynami (tym razem) marki KORG (PS-3100 i PS-3300). Nie są to burzliwe narracje, ale, raczej, historie utkane z przepięknych, wciągających, analogowych melodii. Japońskie plumkanie kontra wczesny katalog Rephlexu, ale też i o wiele więcej. Bonusowe wydanie cyfrowe zawiera 18 dodatkowych utworów. Liga światowa.
Alan Abrahams (Portable) – Ascend, Italic Recordings
Alan Abrahams znany jako Portable lub Bodycode zaczynał w czasach złotej ery estetyki glitch/microfunk/clickhouse. Jego afrykańskie dziedzictwo i ponadprzeciętne opanowanie technologii produkcji muzyki dodawało powiewu świeżości do mocno zabetonowanej sceny ówczesnych lat – zarówno pod względem ilości artystów (i wytwórni) i różnorodności środków wyrazu. Jednym tchem można było wymienić go pośród najbardziej oryginalnych twórców nurtu bujających clicków, obok chociażby: Jana Jelinka, Betrieba, MRI czy Pole. Równocześnie, zaczął rozwijać swoje bardziej taneczne alter ego – Bodycode. Kilka lat temu oba pseudonimy artystyczne zlały się w jeden i tak oto – artysta powrócił do swojej prawdziwej tożsamości wydając album, którego motywem przewodnim jest wzniesienie się na inny, wyższy poziom. Osobiście, jako długoletni fan i obserwator kariery Abrahamsa – nie do końca rozumiem, w jaki sposób zwrot w stronę dziwnej maniery wokalnej à la wczesny Dave Gahan i quasi-orkiestralnych wstawek ma wynieść artystę na nowy, niespotykany level. Płyta, do której, z pewnością, trzeba dorosnąć. Dla koneserów.
The Abstract Eye – You Can’t Unsee Me, Technoindigenous Studies
Materiał nagrany na żywo i za pierwszym podejściem w ciągu ostatniej dekady, jak donosi Bandcamp artysty. Kontemplatywny, ambitny house, który sprawdzi się zarówno na parkietach, jak i chillout roomach. Za pseudonimem stoi, niejaki, Frankie Reyes, którego matecznikiem jest wytwórnia Stones Throw. Słychać warsztat i obycie, szczególnie w tych bardziej niepokojących kawałkach.
You Can’t Unsee Me by The Abstract Eye
DJ 1985 – We Trippin’ EP, Emotional Especial
Szalony i bardzo emocjonalny koktajl brzmień szalonych lat dziewięćdziesiątych spod ręki didżeja z Belgradu mieszkającego (prawdopodobnie) w Czarnogórze. Chicago, Detroit, ghetto house i bleeps doładowane potężną dawką rolandowego kwasu. Retro nostalgia najwyższych lotów.
Wojciech Rusin – Honey for the Ants, AD 93
Muzyk o polskich korzeniach, mieszkający w Londynie wydał właśnie ostatnią część tryptyku inspirowanego gnostyczno-mistycznymi tekstami. Eksperymenty na głos i aranżacje orkiestry bez zbędnego patosu. Wszelkie, dodatkowe opisy są tu zbędne. Piękny, odległy świat. Więcej info na temat krążka w obszernej recenzji Jarka Szczęsnego:
Recenzja Jarka Szczęsnego »
Honey for the Ants by Wojciech Rusin
Rontronik – Zero Nine, Tygr Rawwk Rcrds
Ron Croudy, którego Beans wywołuje z imienia i nazwiska w kawałku z Dabrye zatytułowanym „Nite Eats Day” to nowojorski artysta graficzny mający w swoim portfolio okłakdi albumów dla APC (i wyżej wymienionego Beansa). Na boku, jednak, dorabia sobie jako producent muzyczny. „Zero Nine” to spacer po stacji arktycznej bez śniegu pod stopami jak w „Chiastic Slide” od Autechre. Frenetyczna atmosfera, zaobserwowana u wczesnego Biosphere. Kojące.
Ocean Moon – Ways to the Deep Meadow, Music From Memory
Archiwalny składak, bardzo doświadczonego, muzyka ambientowego z Wielkiej Brytanii, który to nie pierwszy raz występuje w barwach wytwórni Music From Memory. The Orb kontra dźwięki przyrody.
Ways To The Deep Meadow by Ocean Moon
Madvillain – Madvillainy Demos, Stones Throw
Powiedzieć, że „Madvillainy” to najepsza płyta hip-hopowa w dziejach gatunku to spore nadużycie. Z pewnością należy do panteonu tych najbardziej wpływowych, chociażby ze względu na niecodzienną współpracę Madliba i nieżyjącego już MF-Dooma. Panowie wyprodukowali sporo szlagierów, które weszły pod strzechy miłośników innych nurtów muzycznych chociażby dzięki Thomowi Yorke’owi, który zagrał „America’s Most Blunted” w swoim secie podczas imprezy Boiler Room. W dwudziestą rocznicę wydania oryginału – dostajemy zbiór demówek, które wcześniej wyciekły do internetu. Elementarz.
Madvillainy Demos by Madvillain
John Glacier – Like a Ribbon, Young
Album-nie-album – zbiór wydanych niedawno trzech singli, połączonych w jedno wydawnictwo. Londyńska diva odchodzi od syntetycznych hip-hopowych podkładów, serwowanych wcześniej przez Vegyna i kolektyw Surf Gang, na rzecz odrobinę bardziej organicznych i, nawet, gitarowych tematów. Sampha i Eartheater jako goście na wokalach. Od niedawna, artystka zaczęła eksplorować rejony, w których obecnie porusza się Tirzah i cały kolektyw artystów oscylujący dookoła Micachu. Spadek formy, czy, poprostu, chęć zaczerpnięcia twórczego oddechu?
Artykuł Kilka płyt z początku roku. pochodzi z serwisu Nowamuzyka.pl.